Miło tak czasem odbyć niespieszny majówkowy spacer wzdłuż Prądnika, obserwując Park Ojcowski w intensywnie zielonych szatach. Świeżość majowych kolorów przepięknie maluje się w promieniach nieśmiałego jeszcze słońca, turystów wciąż niewielu, a pozimowe wygłodnienie daje się mocno we znaki, gdy organizm aż domaga się uzupełnienia braków ojcowskich smakołyków. Nie inaczej było na naszym pierwszym majowym spacerze po tej urokliwej okolicy.

Mimo, że tym razem obyło się bez większych wyzwań fizycznych, nie powstrzymaliśmy się od klasycznie przeznaczonej jako nagroda za ciężką pracę przyjemności- skosztowania tegorocznego pstrąga. Wierzymy, że nie kierowało nami grzeszne obżarstwo, a jedynie jakże bardziej szlachetnie brzmiący sentyment… To przede wszystkim delikatną rybą (oraz ostatnio pysznymi winami) smakuje nam Ojców – najlepiej w formie zwieńczenia rowerowej lub pieszej wędrówki.

I choć ojcowski pstrąg to już klasyka, nierzadko dostępna na różnych targach jedzeniowych w Krakowie, najlepiej jednak smakuje w otoczeniu zieleni Parku Narodowego, serwowany wedle preferencji w wersji grillowanej z dodatkiem aromatycznych ziół lub subtelnie podwędzonej.
Jeśli do tego można pokazać paluszkiem, którego pstrąga i czemu znów największego życzymy sobie na talerzyk, w drugiej ręce trzymając zaś schłodzone piwo mirabelkowe, osiągamy pełnię szczęścia, w której nawet zwykły biały chleb podany „na zagrychę” rozpływa się w ustach. Z pełnym brzuchem łatwiej jest przyswoić treści tablic otaczających staw rybny, z których dowiedzieliśmy się, że oto przyczyniliśmy się do podtrzymania kilkudziesięcioletniej tradycji ojcowskich stawów z pstrągiem tęczowym.
Pokrzepieni tą myślą i tym bardziej rozgrzeszeni już mieliśmy znów ustawić się do kolejki, gdyby nie przypomniało nam się w porę, że w dalszą trasę wzdłuż Prądnika wzywał nas obowiązek spróbowania tegorocznych domowych wypieków. W ramach uroczej komitywy dwie sąsiadki z powodzeniem rozkręcają biznes domowych wypieków. Oferta zmienia się codziennie – jeśli sąsiad podrzuci akurat karton papierówek, jest szarlotka, a gdy obrodzą jeżyny, na stół wjeżdża ciasto ucierane.

Ponadto niezmiennie królują puszyste muffinki w kolorowych papilotkach, a przy odrobinie szczęścia można napić się też domowego kompotu albo łyka odświeżającej lemoniady. Aż dziw bierze, że dziewczyny dzień w dzień zakasują rękawy, aby już w czasie drugiego śniadania zgłodniały piechur mógł posilić się świeżymi wypiekami. Kto myśli, że kupi „małe co nieco” w drodze powrotnej, ten… a niech sobie myśli, więcej dla nas! Wyciągnięci na trawie przy szumie strumienia, objadaliśmy się pysznościami – czasem i nam wolno się polenić…
Jakby tego było mało ojcowska zieleń zaprasza do ponownej wizyty w Parku i jeszcze jednego obżarstwa. Następnym razem, u schyłku lata, będziemy cieszyć się tym, że na dzikich jabłoniach w bród będzie nieprzesadnie pięknych, ale pysznie kwaskowatych jabłuszek, jeżyny ugną się od wygrzanych w słońcu owoców, a początkujący Robinsonowie sprawdzą się w łupaniu orzechów.

Nie wybiegając jednak zanadto w smakowitą przyszłość, skupiliśmy się na dopiero co nabytych kaloriach i zdecydowaliśmy się wydłużyć nasz spacer. W ramach niewielkiego zadośćuczynienia doszliśmy do granic parku, a do Skały wróciliśmy tym razem tak zwaną drewnianą drogą, na którą skręca się zaraz obok parkingu w Ojcowie. Prowadzeni tą bardzo piękną ścieżką przez wściekle świeżozielony las mijaliśmy pocztówkowe wręcz pasma pól, nad którymi niebo szykowało się do pierwszej majowej burzy…
DODATKOWE INFORMACJE:
Warto dodać, że smakami ojcowa jest także lokalne wino z winnicy Krokszówka Górska koło Ojcowa (Smardzowice)
A to ciekawe, bo właśnie niedawno przechodziliśmy obok tych winnic, co prawda przykrytych grubą warstwą śniegu: https://polskapogodzinach.pl/ojcow-zimowej-szacie/
W lecie spróbujemy opisać Małopolski Szlak Winny, dzięki za sugestię!