Od czasu naszej wizyty w Nałęczowie, zapach kwitnących lip unoszący się w nagrzanym przez cały dzień powietrzu, będzie jednoznacznie kojarzył nam się z tą właśnie okolicą. Nałęczów to doskonałe miejsce do relaksu, konsumpcji lekkich sezonowych dań i spacerów pod oferującymi cień koronami parkowych drzew. Jednak nie bylibyśmy do końca sobą, gdybyśmy poprzestali wyłącznie na niespiesznych spacerkach i seansach w nałęczowskich basenach. W końcu Kraina Lessowych Wąwozów, w której leży Nałęczów, ma do zaoferowania tyle atrakcji, że aż ciężko byłoby nie skusić się na jedną z nich.
Opcji jest wiele, my zdecydowaliśmy się na dwa klasyki, czyli wypad w okolice Kazimierza Dolnego. Jednego dnia przyjechaliśmy wyłącznie na zwiedzanie Kazimierza, za drugim zaś Kazimierz był tylko bazą, z której wypuściliśmy się do Janowca.
Z Nałęczowa prowadzi do Kazimierza Dolnego około 20-kilometrowy szlak rowerowy, wiodący przez tereny rolne i niewielkie miejscowości, głównie drogą asfaltową i szutrową. Wyśmienicie sunęło się po lubelskim terenie, mijając uginające się od owoców krzaki porzeczek, zamyślone krasule i opalających się w słońcu turystów. Dodatkowo trasa opatrzona jest licznymi tablicami informacyjnymi, dzięki którym można poczytać o nieistniejących już okolicznych młynach czy o zapomnianych cmentarzach. Mimo wczesnej godziny słońce nas nie oszczędzało (my nie mamy chyba przesadnie szczęścia do normalnej, ,,letniej” pogody), więc chłodziliśmy się… jak umieliśmy.
Pierwszy kulturalny przystanek wypadł zaraz koło Kazimierza, przy pomniku poświęconemu pamięci kazimierskich Żydów, zamieszkujących miasto już od początków XVI wieku. W sztetlu istniały dwa żydowskie cmentarze- przy ulicy Szkolnej, dziś będący terenem boiska (niestety, podobno po ulewnych deszczach wciąż można natknąć się na ludzkie szczątki…) i nowszy, ulokowany na zboczu wąwozy na Czerniawach.
Oba zostały doszczętnie zniszczone przez Niemców, którzy nakazywali Żydom wyrywanie macew z ziemi i brukowanie nimi ulic. W latach 80. udało się zebrać część macew i umieścić je w pomniku-lapidarium, pękniętym po środku tak, jak pękła historia sztetl Kazimierz… Warto przyjrzeć się z bliska detalom macew, bo mimo zniszczeń wciąż można doszukać się ciekawych ornamentów i pozostałości polichromii.
Naszym celem był kazimierski rynek, na którym, w dni targowe, można zaopatrzyć się w kiście soczystych czereśni i niespiesznie się przechadzając, zacząć budować słodkie kazimierskie wspomnienia….

Jak rozwijał się Kazimierz?
Historia Kazimierza Dolnego zaczyna się dość wcześnie bo już w XI wieku, jednak wcześniej miejsce to nazywano Wietrzną Górą- może ma to coś wspólnego ze słynnym Wzgórzem Trzech Krzyży, górującym nad miasteczkiem?
Kto myśli, że nazwa miasta związana jest z osobą Kazimierza Wielkiego, tego spieszymy wyprowadzić z błędu- prawdopodobnie została ona nadana, gdy Kazimierz Sprawiedliwy nadał tutejsze ziemię krakowskim siostrom Norbertankom ze Zwierzyńca (to te z ogromnego klasztoru w krakowskim zakolu Wisły). Jednak postać Kazimierza Wielkiego również przewija się przez historię osady, bo to on nadał jej prawa miejskie, ufundował parafię oraz kazimierski zamek.
Tą i sąsiednią twierdzę można zwiedzać i choć z obiektów zachowały się tylko ruiny, warto wejść na basztę i nacieszyć się przepięknym widokiem na meandrującą Wisłę.
Według miejscowych opowieści to właśnie w Kazimierzu władca zakochał się w młodziutkiej Żydówce, Esterce, czemu przypisuje się znaną łaskawość króla w stosunku do Żydów. Dzięki położeniu na szlaku handlowym z Rusią, miejsce to doskonale rozwijało się w średniowieczu, a w wiekach późniejszych stało się jednym z najważniejszych punktów handlu zbożem, o czym do dziś świadczą potężne spichlerze, umiejscowione wzdłuż Wisły.
Gdy Polska straciła Gdańsk, działalność handlowa podupadła, a Kazimierz zubożał. Na początku XX wieku odkryli go artyści i inteligencja, a dzięki tej nietypowej turystyce, miasteczko odżyło. Wojna przyniosła nie tylko zniszczenia fizyczne, ale również kres żydowskiej historii miasteczka.
Spacerem po Kazimierzu Dolnym…
W poszukiwaniu żydowskich korzeni warto wybrać się na wystawę do synagogi. Zdjęcia Kazimierza Dolnego przed wojną mocno kontrastują z tym, co zaobserwować można dziś. Drewniana zabudowa, brak podstawowej infrastruktury, błoto, bose dzieci i brudne zwierzęta to typowe realia życia w niewielkim przedwojnnym szteltu.
zdjęcie z wystawy w kazimierskiej synagodze- polecamy wizytę
Przyjezdni w latach 20. XX wieku widzieli w tym pewnien urok, a uwiecznione przez nich na zdjęciach zwykłe chwile żydowskiej dzielnicy stanowią dziś nieocenione źródło informacji o codziennej koegzystencji dwóch kultur. W synagodze mieliśmy okazję zobaczyć właśnie takie kadry, dopisując sobie do nich przedwojenne historie.
Będąc w miasteczku, trzeba wstąpić do kazimierskiej fary i klasztoru, położonego na przeciwległym wzgórzu. Bryła kazimierskiego kościóła robiła w swoim czasie tak spore wrażenie, że często kopiowano ją przy budowie innych obiektów.
Proponujemy również podejść do samej Wisły i obejrzeć zabytkowe spichlerze– nierzadko zdobione w charakterystyczne motywy renesansu lubelskiego, niezwykle bogate jak na dekoracje obiektów gospodarczych. Przypominają one o portowej przeszłości miasta, w którym kiedyś znajdowało się aż kilkadziesiąt takich obiektów.
Zwiedzanie zwiedzaniem, ale ograniczenie się do biegania po miasteczku z przewodnikiem byłoby sporym błędem. Kazimierz trzeba chłonąć, bez celu powłóczyć się po uliczkach, obejrzeć fasady, przysiąść na chwilę na chodniku i posłuchać muzyki.
Smaki Kazimierza
Radzimy sprawdzić grafik wydarzeń, bo być może, tak jak my, natraficie na targ produktów regionalnych– a takich wydarzeń lepiej nie ominąć. Spróbowaliśmy więc lokalnych ciast z kaszą i białym serem, serów z lokalnych gospodarstw i pysznych pierogów.
Jeśli natomiast Wam się nie poszczęści- nic straconego. W sklepie przy Rynku można zaopatrzyć się w pyszną lemoniadę, a w słynnej piekarni Sarzyńskich przy ulicy Nadrzecznej zakupić ogromnego drożdżowego koguta.
O koguty stoczono w swoim czasie niejedną sądową batalię, próbując objąć go raz ochroną patentową, raz znakiem towarowym. Szczęśliwie spory prawne nie wpłynęły negatywnie na popularność i smak kazimierskiego wypieku. Jedzony na Wzgórzu Trzech Krzyży i popijany łykiem lokalnej lemoniady, smakuje niezmiennie pysznie!
Na koniec dnia, gdy słońce zacznie kierować się ku horyzontowi, można spokojnie wrócić rowerem do Nałęczowa, ciesząc się chłodem słynnych wąwozów lessowych.
Zarezerwuj nocleg w Kazimierzu Dolnym
Jeśli planujesz wypad do Kazimierza Dolnego, zachęcamy do rezerwacji noclegu na Bookingu przez poniższy baner – Wasza cena pozostanie bez zmian, a Booking podzieli się z nami swoją prowizją, dzięki której będziemy mogli dalej tworzyć blogowe treści- dziękujemy!

DODATKOWE INFORMACJE:
- Relacja z naszej wizyty w Nałęczowie
- Relacja z Zamku w Janowcu koło Kazimierza Dolnego
Uwielbiam takie wyprawy, co ciekawe widać że nawet nie ma tam ogromnego zagęszczenia turystów jak w innych miejscach kraju. Wydaje się, że może tam jeszcze nie ma takiej szarańczy jak w centrum czy zachodzie polski. Jeszcze nie byłem w Kazimierzu Dolnym, ale po tej relacji mam chęć się wybrać i też to zobaczyć.
PS. Ta lemoniada pokrzywowa brzmi bardzo ciekawie.
Lemoniadę pijaliśmy jeszcze kilka razy później- zawsze pyszna! A w Kazimierzu, cóż, również bywają tłumy. Trzeba jednak mądrze cyrklować i je omijać 🙂
Zagęszczenie turystów jest, ale w niedzielę. Byliśmy tydzień temu. W sobotę było sporo ludzi, ale nie było tłoku. Natomiast w niedzielę już tragedia. Wszędzie ludzie i samochody. Proponuję przyjechać tu w tygodniu.
Momentami takie miejsca bywają ofiarą swojego sukcesu…