Arrasy Wawelskie – wszystko, co musisz wiedzieć

Nie ma chyba turysty, który przyjechałby do Krakowa i nie trafił… na Wawel! Imponujące założenie zamkowe góruje nad miastem, a charakterystyczne wawelskie wieże widoczne są z wielu miejsc w mieście. Oczywiście, wawelskie wzgórze można obejść tylko z zewnątrz, ale wtedy wizyta w Krakowie będzie jakby niekompletna. Dlatego polecamy zajrzeć także do królewskich apartamentów, w których – poza wieloma ciekawymi przedmiotami – czekają na Was te chyba najcenniejsze – Wawelskie Arrasy. 

Czemu arrasy z Wawelu uchodzą za tak wartościowe? Ile ich było i gdzie zostały wykonane? Czy dzieło sztuki, jakim są Arrasy, może być tematem na sensacyjny film przygodowy? Zapraszamy po garść ciekawostek!

Czym są Arrasy Wawelskie?

Arrasy, zwane też tapiseriami czy gobelinami, to bogato zdobione tkaniny ozdabiające ściany. Nazwa ,,arrasy” wzięła się od miasta Arras, słynącego z warsztatów specjalizujących się właśnie w takich zleceniach. Alternatywnie arrasy nazywano też ,,oponami flandryjskimi”, bo również Flandria prezentowała wysoki poziom tych dzieł. I to właśnie w Brukseli, czołowym ośrodku tworzenia arrasów, powstało zamówienie na Wawel, a autorstwo niektórych elementów tego projektu przypisuje się Michielowi Coxcienowi, nazywanemu ,,Rafaelem Flamandii”. 

No dobrze, ale kto zamówił arrasy na Wawel?

Pierwsze arrasy na Wawel sprowadził król Zygmunt Stary, ojciec Zygmunta Augusta. To był ,,hit”! A jako że Zygmunta Augusta wychowano na wielkiego miłośnika sztuk i ich mecenasa, nie dziwi, że i on zapragnął swojej kolekcji. Uroczystość zaślubin z Katarzyną Habsburżanką (30 lipca 1553) dostarczyła doskonałego pretekstu do zlecenia tak ogromnego dzieła – na ten dzień Wawel musiał wyglądać spektakularnie! I to się udało – według słów naocznego świadka bawiącego na królewskim ślubie, Stanisława Orzechowskiego, zygmuntowska kolekcja wzbudziła ,,powszechny podziw”. 

Arrasy Wawelskie powstały w latach 1550-1560 w brukselskich warsztatach (tak, do ślubu zdążono tylko z częścią dzisiejszej kolekcji). Stanowią największe takie zamówienie powstałe dla jednego tylko zleceniodawcy. Kolekcja zygmuntowska liczy dziś 136 arrasów, pozostałych ze zbioru opiewającego na 160 sztuk. Komplet arrasów eksponowano w 2021 roku na Wawelu w ramach (a-bso-lu-tnie fan-ta-sty-cznej) wystawy czasowej. Jeśli się na nią nie załapaliście, nie wszystko stracone – na szczęście wiele z tych tapiserii na stałe zdobi królewskie apartamenty. 

Czemu Arrasy Wawelskie są tak cenne?

Po pierwsze, to znakomita artystycznie kolekcja, wyprzedzająca swoją epokę pod kątem artystycznym i świadcząca o potędze polskiego państwa. Zygmunt August dał się poznać jako niezwykle szczodry mecenas sztuki, otwarty na nowatorskie kompozycje – o których szczegółach przeczytacie w dalszej części tekstu. Wiemy, że wiele innych dworów kopiowało wawelskie projekty u siebie, używając takich samych kartonów (czyli na dzisiejsze: wersji roboczych, szkiców). Można więc powiedzieć, że Jagiellon był w tym zakresie trend-setterem :), inspirującymi inne europejskie dwory. 

Po drugie, Arrasy Wawelskie to ogromny i niezwykle kosztowny projekt.  Mówiąc o cenie – próbowano nawet doliczyć się, ile kosztować mogło takie zamówienie. Niestety dowodów po stronie polskiej brak, bo… podobno król zniszczył rachunki, nie chcąc tłumaczyć się z nich przed szlachtą. Udało się jednak dotrzeć do zachowanych flamandzkich kontraktów i na ich podstawie próbować szacować koszty – mówimy tu o ekwiwalencie setek wiosek…! Dość na tym, że nawet polski król płatność za dzieło… rozłożył na raty. 

Na tak wygórowaną cenę wpływ miał nie tylko sam surowiec, ale przede wszystkim ogrom pracy włożonej w stworzenie Arrasów Wawelskich. Do dziś bardzo niewiele wiemy o samych rzemieślnikach, którzy przekładali wzór z ,,kartonu” na warsztat. A musicie wiedzieć, że wymagało to nie tylko sprawnych rąk, ale i nietęgiej głowy – pracowano na ,,lewej stronie” arrasu, a poprawność ze wzorem sprawdzano w lustrze, co wymagało niezłej wyobraźni. Szacuje się, że utkanie jednej większej sceny, takiej jak ,,Szczęśliwość rajska” ( 42 m2) zajęłoby jednej osobie od 40 do 80 miesięcy, w zależności od wzoru i doświadczenia twórcy. A dzieł o wielkoformatowych wymiarach w kolekcji nie brakuje.

Po trzecie, tym, co czyni Arrasy Wawelskie wyjątkowymi to również fakt, że to ostatni zachowany element oryginalnego ruchomego wyposażenia Wawelu z czasów Jagiellonów. Wawelskie zabytki nie miały szczęścia – od czasów Potopu Szwedzkiego kolejni nieproszeni ,,goście” rozkradali cenne pamiątki. Fakt, że te niezwykle kosztowne tkaniny zachowały się do naszych czasów to prawdziwy cud – o tym, jak to się udało, przeczytacie w dalszej części tekstu.  

Jak powstawały Arrasy Wawelskie?

Najpierw szkicowano plan sceny, a zatwierdzony projekt przenoszono na tzw ,,karton” w skali 1:1. Następnie karton ten cięto na mniejsze pasy i kompozycję tkano fragmentami, które później łączono w całość. Nad jednym arrasem potrafiło pracować na raz kilkanaście osób, w różnych warsztatach. Niektóre warsztaty udało się zidentyfikować dzięki znakom na krawędziach arrasów, ale wiele pozostaje nieznanych. 

Jeśli chodzi o materiał, z których wyplatano przedstawienia, używano głównie wełnianych nici barwionych ręcznie, np. naturalnymi barwnikami, takimi jak orzechy czy wrzosy. Ponadto do wawelskiego zamówienia użyto także przędzy jedwabnej oraz nitek posrebrzanych i pozłacanych. Już samo stworzenie tych ostatnich wymagało sporego budżetu i precyzji, a podobno w Arrasach Wawelskich znajduje się zdecydowanie więcej złoconych nici niż w innych podobnych zamówieniach… 

Co ciekawe, Arrasy nie były ,,standardowe” – robiono je ,,na miarę”, specjalnie z myślą o ekspozycji właśnie na Wawelu. Widać to np. po arrasach w oknach wawelskich czy nad drzwiami, które idealnie mieszczą się w łukach murów. Dlatego też te dzieła najlepiej ogląda się właśnie na Wawelu – bo tu po prostu pasują idealnie. 

Arrasy Wawelskie – Konserwacja 

Podziwiając te fantastyczne tkaniny, pomyślcie też o tym, jak ogromnym wyzwaniem jest konserwacja takich dzieł. Na Wawelu działa wspaniały zespół konserwatorski, który z mozołem, ręcznie, ,,łata” uszczerbki w arrasach. Szczególnie przed otwarciem wystawy w 2021 roku mieli dosłownie ,,ręce pełne roboty”. Na nic zdają się tu nowoczesne technologie – żeby usuwanie ubytków wyglądało naturalnie, pracę wykonuje się ręcznie, nitka po nitce. 

Na wspomnianej wystawie pokazano ,,kulisy” tej pracy oraz jej rezultaty – kontrastując odświeżone części tkaniny z oryginalnymi lub eksponując niekompletne, zniszczone na przestrzeni dziejów egzemplarze. Niektóre da się jeszcze zrekonstruować, ale ubytki w innych są tak duże, że bez danych źródłowych pokazujących oryginalny projekt arrasu, nawet ci wspaniali konserwatorzy nie potrafią odtworzyć tkaniny. Konserwacja Arrasów Wawelskich to właściwie niekończący się wysiłek – na nici oddziałuje grawitacja, powodująca ich rozciąganie, z kolei światło odpowiada za ich blaknięcie, a do tego dochodzą warunki przechowywania lub zniszczenia mechaniczne. 

Co jest tematem Wawelskich Arrasów?

Arrasy Wawelskie dzielimy na trzy główne grupy – werdiury, przedstawienia biblijne oraz herbowe i ozdobniki.

Werdiury – w fantazyjnym lesie

Arrasy z przedstawieniami roślin, zwierząt i krajobrazów nazywamy werdiurami. W takich kompozycjach flora i fauna zdecydowanie wysuwają się na pierwszy plan, a ewentualnie ślady ludzkiej bytności zaznaczają się w postaci zabudowań na tylnych planach. 

Warto dokładnie przyjrzeć się botanicznemu bogactwu motywów. Wiemy, że projektanci przedstawień korzystali z albumów przyrodniczych, bardzo wtedy modnych w zachodniej Europie, inspirującej się relacjami z coraz dalszych podróży, które przeplatali z gatunkami dobrze znanymi na Starym Kontynencie. Ale trzeba zaznaczyć, że korzystali dość swobodnie – nieraz w jednej kompozycji pokazane są zwierzęta i rośliny, które w przyrodzie nie mogłyby występować obok siebie. 

Uśmiech na ustach wywołują też niedokładne przedstawienia niektórych egzotycznych zwierząt, które projektanci arrasów znali tylko z niezbyt wiernych rysunków czy opisów.

Niezależnie od poziomu ,,wierności”, ta fascynacja fauną i florą i przenoszenie jej do sztuki to ciekawe świadectwo epoki renesansu, która zwróciła się ku przyrodzie i próbowała zrozumieć otaczający człowieka świat.

Poza czysto botaniczną przyjemnością obcowania z najróżniejszymi gatunkami zwierząt i roślin na jednym tylko obrazku, warto pamiętać także o warstwie symbolicznej. Często konkretne gatunki to metafory dobra i zła oraz ich odwiecznej walki. Na Arrasach Wawelskich nie brakuje również fantastycznych stworów, rodem z baśni czy mitologii. A co, kto bogatemu zabroni!

Takie skomplikowane przedstawienia przyrody to przełamanie wcześniejszych schematów, w których figury zazwyczaj były bardzo uproszczone, dekoracje florystyczne powtarzały się w pewnych schematach (takie ,,kopiuj-wklej” ;)), a nawet często były osobno naszywane na tkaninę. Kunszt Arrasów Wawelskich polega między innymi na tym, że zwierzęta przedstawiono w scenach (realistycznie na tyle, na ile znano dane gatunki), z różnych kątów, raz statycznie, a innym razem dynamicznie. 

Arrasy biblijne – starotestamentowy ,,komiks”

Oprócz werdiur doskonale znane są arrasy z przedstawieniami scen biblijnych – scen z życia pierwszych ludzi (Adama, Ewy oraz ich synów), przedstawienie Arki Noego czy budowy Wieży Babel. Te sceny imponują rozmiarami – przykładowo raj ukazano na arrasie o wymiarach 480 cm x 854 cm! To 40 m2 ręcznie tkanego dzieła, rozmiar niewielkiej kawalerki ;). Takich ogromnych wykonań jest w kolekcji aż 19!

Interpretacja tych przedstawień to temat na osobny tekst, a nawet na książkę, zresztą charakterystyczne sceny na dobre zadomowiły we wszystkich szkolnych podręcznikach, więc nie będziemy powielać tych treści. Gwarantujemy – znać je ze szkoły to jedno, ale zobaczyć na żywo to zupełnie inna historia. Najciekawsze ,,odkrycia” poczyniliśmy na dalszych planach dzieł – to naprawdę rozbudowany ,,komiks”, w który można by gapić się godzinami. 

Arrasy herbowe, figuralne i monogramowe – niepozorne ,,ozdobniki”

Trzecią grupę arrasów stanowią arrasy figuralne, herbowe i tapiserie z królewskim monogramem, a także różnego rodzaju ozdobniki na meble czy okna – idealnie współgrające z potężnymi dziełami. Cel tych arrasów był jeden – pokazać, ,,kto tu rządzi” ;). Inicjały króla, herby Polski i Litwy, a wszystko to w towarzystwie alegorycznych figur. Do tego ,,szyte na miarę” ozdobniki, które sprawiały, że nawet prosty korytarz czy klatka schodowa wyglądały odświętnie. 

Niesamowita podróż Arrasów Wawelskich 

Obok wartości artystycznej kolekcji Wawelskich Arrasów, niesamowicie fascynująca jest też ich ,,podróż” po świecie – arrasy pierwszy raz opuściły Polskę już w XVI wieku i na dobre wróciły dopiero po II wojnie światowej. Na podstawie tej podróży można by nakręcić porządny film sensacyjny! A z resztą, sami zobaczcie:

W pierwsze podróże wyruszyły po śmierci króla- dziełem dysponowały bowiem królewskie siostry i tak np. część tkanin trafiła do Szwecji. Przez kolejne dekady Arrasy Wawelskie znajdowały się w Gdańsku i Warszawie, aby w 1795, wraz z III rozbiorem, trafić do St. Petersburga. Był to akt represji po powstaniu kościuszkowskim, a że w momencie upadku insurekcji arrasy znajdowały się w Warszawie, dostały się w rosyjskie ręce. 

O burzliwych losach arrasów wawelskich opowiadała wystawa Wszystkie Arrasy Króla

W 1921 roku, na mocy porozumień Traktatu Ryskiego, zaczęła się rewindykacja dzieł z I rozbioru, która, w przypadku Arrasów Wawelskich, trwała do 1928 roku. Zadanie utrudniał fakt, że kolekcję rozproszono po różnych miejscach, a czasem nawet przerabiano, np. używając fragmentów drogocennych tkanin do… obicia  mebli. 

W Polsce kolekcja długo nie zagrzała miejsca. Krótko po wybuchu II wojny światowej, 3 IX 1939, ewakuowano je przez Rumunię, Francję i Wielką Brytanię do Kanady, gdzie w bezpiecznym miejscu przetrwały wojnę. Przy temacie ewakuacji wawelskich skarbów warto wspomnieć o Józefie Krzywdzie-Polkowskim, który do historii przeszedł jako główny organizator wywozu najcenniejszych wawelskich artefaktów. 

Choć na wypadek wojny przygotowywano zawczasu plan ewakuacji dzieł takich jak Arrasy Wawelskie, tempo działań wojennych i skala zniszczeń uniemożliwiło działanie według oryginalnych zamiarów. Ewakuacja zbiorów okazała się więc wielką improwizacją, a muzealnicy musieli mierzyć się z zadaniami, które z pewnością było ponad ich kompetencje i, że użyjemy bardzo popularnego ostatnio terminu, poza ,,strefą komfortu”. Arrasy zapakowano do żelaznych skrzyń, tak ciężkich, że potrzebowano ośmiu mężczyzn by ruszyć jedną z nich. 

Cenne pakunki spływały węglową barką, a bohaterowie tej akcji mierzyli się z brakiem łączności, zamknięciem poczty czy… płonącymi mostami! Udało się je wreszcie bezpiecznie wyładować na ląd (a gdzie? koło Kazimierza Dolnego!), skąd najpierw chłopskimi furmankami, a potem samochodami opuściły kraj. Ciekawostką jest, że ocean pokonały na statku Batory w towarzystwie… sztabek złota ewakuowanych z londyńskiego Bank of England. W czasie tego rejsu statkiem ,,Batory” kosztowny ładunek osłaniały brytyjskie jednostki wojenne. Hollywood zrobiłoby z tej historii przepiękny film, prawda?

Kamień upamiętniający miejsce rozładunku arrasów we wsi Mięćmierz – dziś część Kazimierza Dolnego

Po zakończeniu II wojny światowej władze kanadyjskie nie chciały zwrócić depozytu komunistycznej Polsce. Rozmowy trwały i trwały, a arrasy, przechowywane w nieodpowiednich warunkach, niszczały… Politycy doszli wreszcie do porozumienia, a powrót Arrasów Wawelskich z Kanady był nie mniej emocjonujący niż ich wyjazd. 

Cenny pakunek ubezpieczono u ubezpieczycieli z 28 krajów, bo jedna firma nie miała majątku pozwalającego na wypłatę ewentualnego odszkodowania. Strach pomyśleć, co wydarzyłoby się, gdyby ten statek natrafił np. na niespodziewanie ciężkie warunki pogodowe… W końcu Arrasy Wawelskie powróciły do kraju, a 18 marca 1961 otwarto nową ekspozycję na Zamku Wawelskim, która okazała się wielkim wydarzeniem kulturalnym (a przy okazji także doskonałą okolicznością dla propagandy sukcesu dla komunistycznych władz).

Jak widzicie, ta historia w tylu miejscach mogła skończyć się fatalnie, ale nie! Polska straciła niebywałą liczbę zabytków, dzieł sztuki i narodowych pamiątek, ale Arrasom Wawelskim się udało :)!

Teraz rozumiecie, czemu tak ważna była zorganizowana w 2021 roku wystawa, na której po raz pierwszy eksponowano na Wawelu wszystkie zachowane do dziś arrasy z kolekcji. Data nieprzypadkowa: 2021-1961-1921 – same okrągłe rocznice :)! Wawelską wystawę otwierała piękna animacja pokazująca opisane powyżej ,,podróże” tego cennego dzieła.

Gdzie zobaczyć Arrasy Wawelskie?

Na co dzień na Wawelu prezentowana jest tylko część zbioró, bo te światłoczułe tkaniny co jakiś czas ,,rotuje” się tak, żeby nie wyblakły. Tym niemniej już nawet ,,okrojona” ekspozycja pozwala docenić ich fenomen. Arrasy Wawelskie zobaczycie w ramach zwiedzania trasy ,,Apartamenty Królewskie”. W poniedziałki wstęp wolny. Pamiętajcie, że nawet w dni wolnego wstępu i tak trzeba dostać wejściówkę- można go zamówić online lub odebrać w kasie. 

Arrasy Wawelskie – Skarb Narodowy

Podsumowując, Arrasy Wawelskie to dzieło niezwykle, jak na swoje czasy nowatorskie, świadczące o zamożności i guście zamawiającego je króla Polski. Nie dziwi więc, że Arrasy Wawelskie, obok Szczerbca, to jeden z największych skarbów narodowych. W przeciwieństwie do wielu innych skarbów Polski, arrasom udało się przetrwać do naszych czasów w stanie, który umożliwia współczesnym czerpanie radości z obcowania z takim dziełem. A radość jest, naszym zdaniem, tym większa, im lepiej rozumie się trud, koszt i fenomen przetrwania Arrasów Wawelskich. 

Do zobaczenia na Wzgórzu Wawelskim?

Data publikacja:

Kategoria: Małopolskie, Polska

Spodobały Ci się nasze materiały lub ułatwiliśmy Ci zaplanować fajny urlop? Możesz postawić kawkę;) Dziękujemy!

1 komentarz do “Arrasy Wawelskie – wszystko, co musisz wiedzieć”

  1. Znamy historię..
    Ale Wiecie? tego miejsca w Męćmierzu nie znałem – choć wszak w Kazimierzu byłem wiele razy… No nic – trzeba koniecznie nadrobić, przy najbliższej rowerowej okazji

    Odpowiedz

Dodaj komentarz