Rowerowy wypad po Dolnym Śląsku, w okolicach Jeleniej Góry, ucieszy każdego, kto oprócz doznań kulturalno-przyrodniczych lubi też te sportowe. Być może trochę zasapiecie się podjeżdżając pod kolejne wzniesienia i szczyty, ale na końcu zawsze czekać będzie jakaś nagroda – czy to piękna panorama Karkonoszy, zielone szczyty Rudaw Janowickich, ruiny zamku lub czysto sportowa satysfakcja z ukończonego wyzwania. Jeśli turystyka rowerowa nie jest Wam obca i szukacie dodatkowego wyzwania, to… szukacie właśnie tej trasy! Dodajcie do tego nieznane pasma górskie (bo który mieszczuch słyszał o Rudawach Janowickich?), zagmatwaną historię i zadziwiającą, jak na Dolny Śląsk, dzikość – a doskonałą rowerową przygodę macie zagwarantowaną!
Dzień 1: Jelenia Góra oraz Dolina Pałaców i Ogrodów
Długość trasy: 35 km
Trudność trasy: łatwa
Główne atrakcje: Jelenia Góra – Łomnica – Wojanów – Bobrów – Karpniki – Bukowiec – Mysłakowice – Jelenia Góra
Na rozgrzewkę zaplanowaliśmy spokojną pętlę dookoła Jeleniej Góry, dzięki której udało nam się połączyć kilka najciekawszych obiektów Doliny Pałaców i Ogrodów. Interesujące jest to, że są one oddalone od siebie o raptem kilka kilometrów. Do pierwszego z nich jechaliśmy raptem trzy kilometry, a kolejne regularnie pojawiały się na naszej drodze. W rezultacie trasa wyszła nam bardziej krajoznawcza niż rowerowa i przyznajemy, że czuliśmy nawet mały niedosyt – no bo przecież na wycieczce rowerowej trzeba jeździć na rowerze, a nie co chwila przystawać, prawda…?! Szczęśliwie z perspektywy czasu wiemy, że powinniśmy wtedy wyluzować ;). W kolejnych dniach najeździliśmy się za wszystkie czasy, a czas poświęcony na oglądanie tych przepięknych rezydencji był zdecydowanie tego wart:). Bo musicie wiedzieć, że te tereny nazywają polską Doliną Loary… Brzmi dobrze, prawda?
Tego dnia udało nam się połączyć w zgrabną trasę m.in. pałace w Wojanowie, Łomnicy, Bobrowie, Karpnikach, Mysłakowicach i Staniszowie,o których napiszemy szczegółowo w osobnym tekście o Dolinie Pałaców i Ogrodów.
Dzień 2: Góry Kaczawskie – Janowice Wielkie – Miedzianka – Mniszków
Długość trasy: 43 km
Trudność trasy: trudna
Główne atrakcje: Góry Kaczawskie – Janowice Wielkie – Miedzianka – Mniszków
Już drugiego dnia objazdówki po okolicach Jeleniej Góry założyliśmy sobie dość ambitny cel zdobycia rowerem najwyższego szczytu Gór Kaczawskich – Skopca. Jak wiecie, próbujemy skompletować naszą Koronę Gór Polski i zachodnie pasma są naszą piętą achillesową, do tej pory nie było nam do nich po prostu po drodze. Mało osób wie, że Góry Kaczawskie to tak naprawdę… wygasłe wulkany! Tak, u nas, w Polsce… :), tym bardziej ten kierunek działał na naszą wyobraźnię…
Wyruszyliśmy więc z Jeleniej Góry w stronę Grabar i Maciejowej. Choć na mapie wyglądało to na dość ruchliwy odcinek, bokiem poprowadzono ścieżkę rowerową, dzięki czemu przejazd jest całkiem komfortowy. Po drodze warto zatrzymać się w Maciejowej, przy byłej posiadłości kilku zamożnych rodów- ostatnim z nich była rodzina Beckerów, którzy zbili majątek na handlu dywanami. Pałac otoczono sporym parku, w którym pod koniec XIX wieku wzniesiono ceglano-granitową wieżę widokową. W swoim czasie uznawano go za jeden z piękniejszych pałaców barokowych w całej Kotlinie, jednak po wojnie został rozszabrowany, a w latach 60-tych rozebrany. Choć po pałacu nie ma już śladu, zachował się stary park (mocno zaniedbany), mauzoleum rodziny Becker i rzeczona wieża. Szczególnie mauzoleum, w którym kręcono chyba jakieś filmy grozy, powoduje, że ciarki przechodzą po grzbiecie… Nie chcielibyśmy trafić w jego okolice pod wieczór…
Rowerem po Koronę Gór Polski
Odbiliśmy na północ od głównej drogi i podążając spokojną ulicą Kaczawską, wspinaliśmy się w kierunku Komarna. W wiosce rozejrzeliśmy się po starym cmentarzu i przyjrzeliśmy nietypowej, ośmiobocznej bryle dawnego kościoła ewangelickiego- słowem robiliśmy wszystko, by odwlec moment właściwego podjazdu ;). Po jakimś czasie zabrakło powodów by dalej zwlekać i nadszedł czas wziąć się jednak do porządnej roboty :). Następne dobre pół godziny sapaliśmy i walczyliśmy z nachyleniem trasy, które grało wybitnie przeciwko nam. Szczęśliwie udało się dotrzeć do Przełęczy Komarnickiej, z której widok wynagrodził nam trud podjazdu. Pozostał nam raptem ostatni podjazd i kilkanaście minut później już robiliśmy pamiątkowe zdjęcia na szczycie Skopca 724m n.p.m., dodając go do naszej kolekcji szczytów w Koronie Gór Polski. Pierwszego zdobytego rowerem!
Nie osiedliśmy jednak na laurach, a nawet można by rzec, że mocno nie doszacowaliśmy jeleniogórskich podjazdów i ich na nasze mięśnie wpływu :). Wróciliśmy do Komarna (poszło zaskakująco szybko, porównując do podjazdu :P) i przez Radomierz dotarliśmy do Rudaw Janowickich. Ten kawałek trasy doładował nas endorfinami- majaczące w oddali szczyty Karkonoszy i Rudaw Janowickich doskonale komponowały się z zielenią wiosennych łąk i pól. Załóżcie więc sobie trochę dodatkowego czasu na zdjęcia, bo z pewnością ulegniecie fotograficznej pokusie!
Ruiny Zamku Bolczów
Z Janowic wyruszyliśmy na krótką ekspedycję w stronę zamku Bolczów. Ze stacji kolejowej w Janowicach prowadził nas szlak rowerowy, który na terenie parku krajobrazowego zaskoczył nas swoją malowniczością. Jechaliśmy po utwardzonej trasie wyłączonej z ruchu, o miłym naszym nogom nachyleniu, schowani przed słońcem w baldachimie buczynowych liści. Gdy trasa przecięła się z zielonym szlakiem pieszym, szybko zaparkowaliśmy nasze rumaki i podeszliśmy kawałek do tajemniczych ruin zamku Bolczów, XVI-wieczny kamienną warowni wzniesionej między skałami.
Miedzianka i sekrety zimnej wojny
Kolejnym celem była Miedzianka, która zafascynowała nas odkąd pierwszy raz przeczytaliśmy książkę Filipa Springera. Reporter opisał w niej losy tej urokliwej miejscowości, której nie obeszła wielka historia – wojny, powojenne przesiedlenia, tajemnicze projekty pozyskiwania rud uranu i która dosłownie… zapadła się pod ziemię… Więcej o samej historii Miedzianki jeszcze kiedyś napiszemy, zaś z ciekawostek możemy zdradzić, że zapomniane miasto Miedzianka na fali książki zaczęło przyciągać turystów poszukujących miejsca, którego już nie ma… Kogo zawiła historia Miedzianki obchodzi w mniejszym stopniu, ten w nowo otwartym Browarze Miedzianka, nawiązującym do tradycji browarniczej miejscowości, może spróbować dolnośląskiej kuchni i zabrać na wynos jakąś szklaną ,,pamiątkę”.
Ostatkiem sił ku noclegowi
Z Miedzianki ruszyliśmy niezwykle malowniczą trasą na Mniszków, która jednak rowerowo nie była taka znowu łatwa. Dla widoków zdecydowanie warto ją przebyć- choćby na piechotę. My nie mieliśmy wyjścia – trasę trzeba było przejechać, bo po drugiej stronie czekał zdecydowanie zasłużony nocleg. Pod koniec dnia, kiedy ciepłe światło otulało okolicę, pejzaże naprawdę umilały drogę. Nie przypuszczaliśmy, że Dolny Śląsk może być aż tak dziki…To raczej senne Podlaskie kojarzyliśmy z takimi landszaftami, a okazuje się również zachodnia część kraju może poszczycić się prawdziwie dzikimi miejscami…
Ostatni, morderczy podjazd, pokonaliśmy resztką sił, mozolnie wpychając rowery pod niewielką górkę. Za to, gdy w końcu zaczął się zjazd, bez ani jednego ruchu pedałem przemknęliśmy kilka kilometrów do samych Pisarzowic. Przemiła gospodyni w ,,Gościńcu Rudawski” uratowała nas porcją pierogów i zimnym piwem, które ukoronowały całodniowy wysiłek…
Dzień 3: Rudawy Janowickie – Kowary – Karpacz
Długość trasy: 45 km
Trudność trasy: trudna
,,Królewskie” nagrobki w Raszowie
Dzień zaczęliśmy, jak to my, dość wcześnie, choć szczęśliwie ,,na lekko”. Sakwy zostawiliśmy w Gościńcu i ruszyliśmy skrótem przez pola w stronę Raszowa. Raszów to zdecydowanie niepozorna miejscowość, która skrywa w sobie prawdziwy skarb. W lokalnym kościele znajdziecie mauzoleum rodziny Schaffgotschów, prawdziwą perełkę XVI-wiecznej sztuki sepulkralnej (w sensie, że okołogrobowej :P). Tak bogato zdobione i potężne pomniki nagrobne były raczej domeną władców, a tu, w Raszowie, zachował się piękny przykład na to, jak potężny musiał być ten ród… Dość powiedzieć, że raszowskie epitafia to jeden z najcenniejszych zabytków renesansowych Dolnego Śląska…Niestety kościół na co dzień jest zamknięty i trzeba zadzwonić do ,,klucznika” aby otworzył drzwi. Warto jednak się troszkę wysilić :).
Turkusowy, purpurowy i zielony czyli Kolorowe Jeziorka
Za kościołem odbija polno-leśna droga, którą dojechaliśmy w kierunku Wieściszowic, skąd najprościej jest wejść na teren słynnych Kolorowych Jeziorek- fragmentu Parku Krajobrazowego Rudaw Janowickich. Przy Kolorowych Jeziorkach przekonacie się, że przemysł potrafi nie tylko niszczyć przyrodę, ale również w pewnym sensie ją upiększać- bowiem Kolorowe Jeziorka to przykład na to, że nawet krajobraz przekształcony przez człowieka, może mieć swój urok. Kiedyś bowiem była tu kopalnie, a kiedy wstrzymano wydobycie, wyrobiska wypełniła woda. Każde jeziorko posiada inną barwę, w zależności od substancji chemicznych zawartych w skałach.
Dziś przyroda przejęła to miejsce, a turyści mogą zachwycać się różnokolorowymi zbiornikami – purpurowym, zielonym i tym najpiękniejszym- błękitnym. Jeśli będziecie w okolicy, to podjedźcie tam chociaż na chwilę- to błękitne naprawdę robi wrażenie. Ostatnio Kolorowe Jeziorka zostały okrzyknięte przez National Geographic Traveller nowym cudem świata, więc jeśli my Was nie przekonaliśmy, to może ten tytuł skusi do zajrzenia w te strony…
Pod Skalnik rowerami
Dalej udaliśmy się w kierunku Wielkiej Kopy, przy czym nie wjechaliśmy na sam szczyt (starczy tego pedałowania pod górkę…!), tylko wróciliśmy do Raszowa i Pisarzowic. Stamtąd, jadąc przez Czarnów próbowaliśmy znaleźć jakieś sprytny skrót na najwyższy szczyt Rudaw Janowickich- Skalnik (945m). Podjazd pod Czarnów i na południe od tej wsi był prawdziwym fizycznym wyzwaniem. Łatwo nie było i nawet zastanawialiśmy się nad zmianą planów i zdobyciem Skalinka w jakieś bliżej nieokreślone,,kiedy indziej”, bez rowerów. Jednak warto było się pomęczyć- z rozdroża pod Bobrzakiem trasa w stronę Skopca była już jednak trochę łagodniejsza. Najbardziej dokuczające okazały się… odpływy w drodze, odprowadzające wodę… Jej, jak nas na nich wytrzęsło- nie wiemy, kto takie wymyślił takie odpływy co 3 metry, ale z pewnością nie są przyjazne rowerzystom… 🙂
Pod samym Skalnikem zaparkowaliśmy rowery i szczyt zdobyliśmy już pieszo- stamtąd była to już raptem krótka przechadzka. Na szczycie z łatwością można zrozumieć, skąd wzięła się nazwa Skalnik- ogromne głazy utworzyły prawdziwe kamienne wieże, ze szczytu roztacza się powalający widok na całą okolicę… Tym samym dopisujemy kolejny szczyt do naszego wyzwania Korony Gór Polski!
Kowary. Z wizytą w pogórniczym miasteczku
Teraz wystarczyło tylko zjechać zielonym szlakiem do Kowar i uczcić ten fakt porządną kawą, kanapkami i na deser pysznym (oraz okrutnie kalorycznym) shakiem, wypitym na rynku, w małej knajpce Alchemia (mocno polecamy). Zasłużyliśmy, a co! Następnie przeszliśmy się główną uliczką, która prezentuje się całkiem estetycznie, choć niestety widać, że miejscowość dopiero odradza się po upadku przemysłu górniczego i fabryki dywanów. Podwórka ciągle trochę straszą, ale fasady budynków wyglądają bardzo przyjemnie- Kowary zdecydowanie mają potencjał, szczególnie jeśli patrzeć na bliskość szlaków, atrakcje takie jak Park Miniatur Dolnego Śląska czy zabytkowe sztolnie.
Pod wieczór wyjechaliśmy poza Kowary i przez pałac w Ciszycy (niewiele po nim zostało) dojechaliśmy do Miłkowa. Tam również znajdziecie zabytkową rezydencję, tym razem zachowaną w bardzo dobry stanie. Dziś znajduje się w niej hotel i restauracja rodziny Spiż- tej samej, która przed laty prowadziła browar w Miedziance. Łyczek piwa z historią nie byłby nam niemiły, ale wolimy jazdę na trzeźwo, tym bardziej, że na noc trzeba było dojechać do Karpacza, w którym spędziliśmy kolejny dzień. A piwo zabraliśmy ze sobą!
Dzień 4: Dzień bez roweru. Karpacz, Karkonosze i Śnieżka
Dla odmiany zaparkowaliśmy rowery i udaliśmy się na pieszą wycieczkę na Śnieżkę. Przyjemnie było zmobilizować inne partie mięśni podczas górskiej wędrówki, a wieczorem w spokoju pozwiedzać miasto. O szlaku na Śnieżkę pisaliśmy już, a o atrakcjach Karpacza przeczytacie w osobnej relacji, więc nie będziemy się tu powtarzać. Jedno jest pewne. Nie będziecie się nudzić!
Dzień 5: Karpacz – Szklarska Poręba
Długość trasy: 40km
Trudność trasy: średnia
Przesieka i Wodposad Podgórnej
Następnego dnia na spokojnie wyjechaliśmy z Karpacza (pokonując kawał podjazdu z dolnej do górnej części miasta!), po drodze zatrzymując się jeszcze w karpackich muzeach, przy świątyni Wang i jakże romantycznie brzmiącym źródełku miłości. Obraliśmy kurs na rowerową trasę ER2, zbaczając z niej na chwilę aby dotrzeć do kaplicy św. Anny. Przed Raszkowem trasa skręcała na Borowice, skręciliśmy i my, jadąc ścieżką o przyjemnym nachyleniu lekko w dół, kręcącą wzdłuż skałek, lasów i wiosek. Za Borowicami wyjechaliśmy na fragment niedokończonej drogi, którą kiedyś budowano z myślą o transgranicznej trasie tranzytowej. Szczęśliwie projekt się nie powiódł, i dzięki temu mogliśmy cieszyć się (bezgranicznie, choć nie transgranicznie :P) elegancką twardą nawierzchnią w środku gęstego lasu.
W ten sposób dojechaliśmy do Przesieki – bardzo malowniczej wioski, która już od XIX wieku jest znaną miejscowością wypoczynkową. Mało kto wie, ale na przełomie wieków była nawet bardziej znana od samego Karpacza! Koło jednego z ośrodków umieszczono plansze z historycznymi pocztówkami i zdjęciami, które obejrzeliśmy, stwierdzając, że chyba niewiele się tu przez te wszystkie lata zmieniło… Nieopodal znajduje się Wodospad Podgórnej – trzeci największy w Karkonoszach i to na dodatek taki, w którym można się kąpać! Nie sprawdzaliśmy temperatury wody, ale z pewnością była ,,orzeźwiająca”…
Z wizytą u noblisty w Jagniątkowie
Za Przesieką trasa ER2 zawijała już w stronę Szklarskiej Poręby, wiodąc drogą pod reglami. Ach, jaki to był miły odcinek! Te rejony to już teren Karkonoskiego Parku Narodowego i jego otuliny, co oznacza piękne buczyny, skałki i górskie strumienie. Ten odcinek był chyba najbardziej relaksujący z całego dnia, mimo tego, że spieszyliśmy się aby zdążyć do muzeum w Jagniątkowie (czy wiecie że to już Jelenia Góra?). Cóż to za muzeum? Otóż w Jagniątkowie znajduje się Dom Hauptmanna, wybitnego niemieckojęzycznego pisarza i dramaturga. Jego talent został doceniony przez sztokholmską kapitułę, która w 1912 roku wręczyła mu literacką Nagrodę Nobla. Ale nawet jeśli literatura to nie Wasz konik, polecamy zajrzeć do Jagniątkowa dla samej architektury- szczególnie niebiańska klatka schodowa zrobiła na nas wrażenie.
Witajcie w rowerowej krainie
Po tej wizycie wróciliśmy na leśne dukty i Drogą pod Reglami dojechaliśmy do Szklarskiej Poręby. Uderzyło nas, ile osób spotkaliśmy po drodze! Mali, duzi i mali z dużymi- Szklarska Poręba mocno promuje się jako miejsce do uprawiania turystyki rowerowej, szczycąc się 450 kilometrami szlaków rowerowych! My z pewnością tu wrócimy, bo tylko złapaliśmy apetyt na więcej! O atrakcjach Szklarskiej Poręby jeszcze napiszemy!
Dzień 6: Szklarska Poręba
Z racji niepewnej pogody spędziliśmy ten dzień bardziej stacjonarnie – zobaczyliśmy wodospad Szklarki, zwiedziliśmy Hutę Szkła Julia i przeszliśmy się do muzeów. Słowem kompletowaliśmy materiał do wpisu o atrakcjach Szklarskiej Poręby. Zapraszamy do lektury!
Dzień 7: Karkonosze
Ten dzień spędziliśmy w górach, zdobywając Śnieżne Kotły – przepiękne miejsce, więc jeśli będziecie mieć trochę więcej czasu, koniecznie udajcie się na ten pieszy szlak.
Pod koniec dnia dojechaliśmy do Jeleniej Góry. Niestety pogoda się załamała i musieliśmy skorzystać z pociągu, ale jeśli będziecie mieć więcej szczęścia z pogodą, polecamy przejechać przez zamek Chojnik i do Jeleniej Góry dojechać na dwóch kółkach.
Rowerem wokół Kotliny Jeleniogórskiej. Meta w Jeleniej Górze
Długość trasy: 10-30km
Trudność trasy: łatwa
Dzień: 8-9
O tym, co warto zobaczyć w Jeleniej Górze, już pisaliśmy, więc pozostając przy klimatach rowerowych, zrobiliśmy dwie krótkie wycieczki. Najpierw udaliśmy się w kierunku Cieplic, aby przyjrzeć się słynnemu uzdrowisku, następnie zaś odbyliśmy wycieczkę w przeciwnym kierunku, w stronę Doliny Bobru i Wieży Książęcej w Siedlęcinie. Szczególnie ta druga opcja przypadła nam do gustu – las, pięknie położone schronisko Perła Zachodu, historia siedlęcińskiej wieży… i gdyby nie to, że gonił nas czas odjazdu pociągu, chętnie spenetrowalibyśmy ten park krajobrazowy jeszcze głębiej. No i takich pól rzepaku jak pod Siedlęcinem to dawno nie widzieliśmy…
Świetna relacja,mieszkam przy samej wieży rycerskiej w Siedlecinie,jak będziecie kiedyś jeszcze przejeżdżać zapraszam na kawkę 🙂
Dziękujemy. Miło nam:)
Dużo błędów w nazwach miejscowości. Poza Jagniątkowem, Bobrów a nie Bobrowice i Grabary a nie Garbary, Staniszów nie Staniszew. Ale wycieczka świetna.
Hej! Dzięki za spostrzegawczość, nazwy już poprawiliśmy 🙂 Miło, że wycieczka się spodobała :).
Bardzo przyjemna relacja – nawet dla mnie jako miejscowej 🙂 Proszę tylko żebyście poprawili, że Muzeum Hauptmanna nie jest w Jagniątkach tylko w Jagniątkowie – po co kogoś wprowadzać w błąd?
Pozdrawiam i zapraszam znów moje rejony 🙂
Wielkie dzięki- komplement od miejscowej liczy się podwójnie!
I oczywiście wszystko grzecznie poprawimy zaraz.
Witajcie w NR😁
Wybieram się rowerów w te rejony pod koniec maja. Ale jako bazę wypadową mieć Jelenią Górę. 🚴♂️
I w związku z tym czy moglibyście podać namiar na nocleg w Jeleniej gdzie turysta rowerowy nie będzie miał problemu z kwaterą. 😁?
My spaliśmy w hotelu Mercure, gdzie nasze rowery trzymano z sali konferencyjnej. Do centrum jakieś 1.5km, ale rowerami to kilka minut jazdy. Zawsze rezerwując piszemy, że mamy rowery. Udanego wypadu:)
Już znalazłem przyjemny (przynajmniej tak to wygląda po komentarzach w Google 😉 ) hotelik w Cieplicach (nazwy nie podaję by nie robić reklamy ) .
Mają własną wypożyczalnię rowerów więc własny rower będę miał gdzie trzymać ( zawsze pierwszym co podaję podczas szukania kwatery jest informacje , że mam rower .
Drugim atutem jest pokój jednoosobowy z łazienką. Jeżdżę sam a wygody sobie cenię …. 🙂
Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam
Nazwa może przydać się komuś planującemu rowery w tej okolicy – więc śmiało:)
Nie wiedziałem czy mogę bo to wasz blog i czasem autorzy nie pochwalają takich praktyk .
http://apartamenty-cieplice.pl/
Pozdrawiam 🙂
Robi wrażenie!
I dystans, i poziom wysiłku ale przede wszystkim piękno krainy!
Świetna relacja.
Po tym wysiłku przez tydzień na rower nie chciało nam się siadać;)
Natomiast po tej wizycie mamy jeszcze większy apetyt na Dolny Śląsk. Jeszcze tyle do zobaczenia!:)