Każdy uczniak na którymś etapie swojego życia wkuwa o królu Kazimierzu Wielkim, że „zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną”. O prawdziwości tego stwierdzenia najlepiej przekonać się na Szlaku Orlich Gniazd, przebiegającym przez Jurę Krakowsko-Częstochowską. O kilku zamkach słyszało się już tu i ówdzie, ale dopiero przemierzenie trasy Szlakiem- pieszo lub rowerem- pozwala uzmysłowić sobie skalę kazimierzowskiego przedsięwzięcia.
[toc]
Szukając orlich gniazd…
Nawet po przeszło 600 latach widać wyraźnie zamysł króla – w lokalnych zagajnikach i na skałkach doszukać się można ruin baszt i strażnic, a z każdego zamku widać wyraźnie kolejny punkt orientacyjny lub chociaż wzniesienie, na którym stawiano niegdyś drewnianą wieżę. Pod czujnym okiem dostojnych piaskowych budowli wiedzie trasa od Krakowa aż po Częstochowę.
Oprócz jaśniejących w słońcu ruin uwagę przykuwa też całą gama niedbale rozrzuconych po krajobrazie wapiennych ostańców, które od czasów jurajskich uległy fantazyjnym procesom korozyjnym. Ta mieszanka przyrodniczo-historyczna gwarantuje wszystkim wyjątkowe wrażenia, pokazując jak od czasów średniowiecza próbowano okiełznać charakterystyczną przyrodę i użyć jej na swoją korzyść. Jako że region ten od zawsze stanowił istotny szlak handlowy, człowiek zmuszony był go chronić- a za swoje warownie obierał niedostępne wzgórza, których skały stanowiły naturalną barierę ochronną. Stąd też i „orle gniazda” Jury.
Szlak Orlich Gniazd – idealna trasa na rower
Szlak Orlich Gniazd przez Jurę Krakowsko Częstochowską zaczyna się w Częstochowie i prowadzi aż do Krakowa, kończąc się na Wawelu. My z racji ograniczonego czasu zdecydowaliśmy się na pokonanie krótszego etapu, żeby spokojnie mieć czas na oglądanie, doczytanie, obserwowanie i nasze ulubione dyskusje. Tak zaplanowana trasa zajęła nam niecałe 2.5 dnia – letnie, więc ciut dłuższe.
Rowerzyści mogą też korzystać z tras pieszych, choć te potrafią być bardziej wymagające (np. mocno piaszczyste) niż rowerowe. My z chęcią na Jurę Krakowsko-Częstochowską wrócimy, bo dróg do pokonania jest tam co niemiara, można je dowolnie łączyć i cieszyć się różnorodnością regionu. Na naszej liście figuruje jeszcze Jaskinia Głęboka, kilka ostańców skalnych, Złoty Potok, zamek Olsztyn koło Częstochowy… Inspiracji starczy na niejedną wyprawę!
Również na pieszej trasie ciężko się zgubić, szczególnie jeśli przy planowaniu użyjemy bardzo estetycznie zaprojektowanej strony internetowej Szlaku Orlich Gniazd. Uczciwe trzeba zaznaczyć, że teren jest dość pagórkowaty, tak więc polecamy dokładnie studiowanie mapy i wytyczenie trasy zgodnie z możliwościami fizycznymi. Zbaczanie z głównego Szlaku Orlich Gniazd nie jest problemem, bo na terenie Jury znajdziemy kilkanaście innych szlaków, np. Maryjny czy śladami Krasińskiego, które mogą posłużyć za miłą alternatywę.
Przemierzanie Szlaku Orlich Gniazd to przyjemność ze względu na jego bardzo dobry stan. Rowerowy oznaczony jest wyraźnie i często, prowadząc zarówno przez nielicznie uczęszczane lokalne asfaltowe drogi, specjalnie wytyczone „rowerostrady” wiodące wzdłuż pól, jak i ścieżki leśne, wymagające skupienia na zjazdach z pagórków.
Dzień 1. Zaczynamy naszą przygodę ze Szlakiem Orlich Gniazd
Zamek w Bydlinie
Z Krakowa podjechaliśmy po południu pociągiem do Zarzecza, z którego ruszyliśmy w kierunku Bydlina. Zaraz za Zarzeczem minęliśmy tajemniczą kamienną wieżę, stojącą samotnie w polu. Mimo prób znalezienia o niej jakichkolwiek informacji, do dziś nie wiemy czym była – chętnie ufundujemy nagrody trunkowe dla tego, kto nas oświeci (PS – jeden z czytelników odkrył tajemnicę – wapiennik).
Z Zamku w Bydlinie pozostało niewiele, ale i tak masywne mury pozwalają uzmysłowić sobie wysiłek włożony w budowę relatywnie niewielkiego zameczku.
Zamek w Smoleniu
Trasa do Smolenia wydłużyła nam się o kilka ponadprogramowych górek, ale udało nam się tam dotrzeć zaraz przed zmierzchem. Niestety, Zamek w Smoleniu jest w trakcie remontu, ale da się podejść do niego ciut bliżej (nie wiecie tego od nas…). Najlepiej jednak wygląda z oddali, majestatycznie dominując nad panoramą okolicznych pól.
I to właśnie te złociste lipcowe pola, gdzieniegdzie przetykane letnimi kwiatami, to jedno z naszych najsilniejszych wspomnień ze Szlaku Orlich Gniazd. Pusta droga, słońce i zboże – jakie drobnostki potrafią ucieszyć biurowych mieszczuchów. Trasa zajęła ok. 4 godzin i prowadziła głównie mało uczęszczanymi drogami lokalnymi.
Dzień 2. Zamek w Ogrodzieńcu. Najsłynniejsze ruiny na Śląsku?
Pałac w Pilicy
Po noclegu u przemiłej pani sołtys w Złożeńcu koło Pilicy (pozdrawiamy!), ruszyliśmy na zwiedzanie Pilicy, która szczyci się całkiem przyjemnie odnowionym renesansowym ryneczkiem, kościołem, malowniczym klasztorem położonym na uboczu oraz zapomnianym kirkutem. Najwięcej uwagi poświęciliśmy jednak pałacowi w Pilicy, który okazał się być niesamowitą niespodzianką na trasie. Miasteczku jak i pałacowi w Pilicy poświęciliśmy osobny wpis.
Zamek Ogrodzieniec
Mijając strażnicę w Ryczowie, skrywającą się na wapiennej skałce w lesie tuż przy drodze, dotarliśmy piękną trasą wiodącą wzdłuż pól aż do samego Zamku Ogrodzieniec.
Już z oddali było widać zamkowe mury pięknie wkomponowane w najwyższe wzniesienie na Jurze – Górę Zamkową, strzeżone przez skałę przypominającą z oddali smoka. Jak na symbol regionu oraz całego Szlaku Orlich Gniazd, obiekt ten wyróżnia się na tle pozostałych zamków rozwiniętą infrastrukturą turystyczną. Przechadzając się główną aleją prowadzącą na zamek, tęskniliśmy trochę za skrytymi w głuszy lasów romantycznymi ruinami.
Wszechobecne stoiska z włoskimi świderkami, frytkami, niebieskimi granulowanymi lodami, drewnianymi tarczkami, typowymi dla Jury rogami Wikingów, gumowymi gniotkami oraz okropnie miauczącymi pluszowymi kotkami (wytłumaczenie sprzedawcy: „Na zamku mieszkały też i kotki”) niepotrzebnie odwracały uwagę od przepięknie zachowanej budowli.
Urzekły nas finezyjne skałki dookoła zamku i płynna granica między nimi a murami warowni. Ogrodzieniec jest zdecydowanie najbardziej rozpoznawalną lokalizacją na Jurze, więc radzimy przyjechać wcześniej, aby uniknąć tłumów.
Zwiedziwszy jego wszystkie zakątki, schłodziliśmy się na uboczu piwem Jurajskie z nutką pomarańczy, które w tych okolicznościach krajobrazowo-pogodowych smakowało tak, że gotowi byliśmy stanąć o nie w szranki z każdym roszczącym sobie doń prawa rycerzem.
Żałujemy, że nie mieliśmy czasu rzucić okiem na rekonstrukcję grodu na przeciwległym od Ogrodzieńca wzgórzu, jednak trzeba było dzielnie pedałować w stronę kolejnej warowni – w Morsku.
Z tej warowni zachowało się niewiele, a to co jest, pozostaje zamknięte i bardziej sprawia wrażenie miłej ozdoby ośrodka wczasowego w Morsku. Co ciekawe w Morsku funkcjonuje nieduży orczyk – nawet nie wiedzieliśmy, że na Jurze można również pozjeżdżać na nartach. Rzuciliśmy okiem ze wzgórza na okolicę i już z powrotem siedzieliśmy na rowerach.
Zmierzch nad Bobolicami
Ten ostatni odcinek, do Bobolic, był chyba najciekawszy pod względem rowerowym. Pruliśmy ile sił w nogach po piaszczystych ścieżkach i leśnych duktach, zatrzymując się tylko przelotnie przy jagodowych krzaczkach. Wiatr rozwiewał czupryny, mijana pielgrzymka serdecznie pozdrawiała, a lokalni bywalcy wiejskich sklepów nie mogli się nadziwić, że nam się cokolwiek może chcieć w taki upał. Cóż, nie ukrywamy, częściowo motywowały nas odgłosy burzy, które towarzyszyły nam już od samego Krakowa, ale szczerze mówiąc to niewiele trzeba, żeby poczuć na Jurze radość z jazdy. Szlaki są urozmaicone, ciekawe poznawczo i fajne rowerowo – czego chcieć więcej?
Mijaliśmy więc kolejne niewzruszone potężne skały, łany zbóż i widząc już chylące się ku zachodowi słońce, pędziliśmy do naszego ostatniego celu – Zamku w Bobolicach. Choć z miłą chęcią sypiamy w skromnych warunkach, bo i rzadko potrzeba nam czegokolwiek więcej niż ciepłego prysznica i łóżka, tym razem postanowiliśmy przenocować w Hotelu Zamek Bobolice, zaraz obok właściwego zamku w Bobolicach.
Dotarliśmy tam już o zmroku, zaparkowaliśmy nasze ubłocone rowery przy wypasionych furach i chwilę wahaliśmy się, czy wypada nam wejść tak zakurzonymi i fioletowymi od jagód. Szczęśliwie miła pani recepcjonistka rzuciła tylko lekki jagodowy żarcik, a i później okazało się, że wśród gości sporo było tych aktywnych, więc od razu poczuliśmy się komfortowo. W nagrodę za intensywny dzień zafundowaliśmy sobie deskę regionalnych serów, lokalne piwo i miejscówkę z widokiem na podświetlony zamek. Aż szkoda było kłaść się spać, lecz pocieszała nas myśl, że w tych samych pięknych okolicznościach skonsumujemy również i śniadanie.
Dzień 3 i pożegnanie z Jurą Krakowsko-Częstochowską
Kolejny dzień zaczęliśmy z pięknym porannym widokiem na zamek w Bobolicach, racząc się śniadaniem na przyhotelowym tarasiku.
Zamek w Bobolicach. Pierwsza taka rekonstrukcja w Polsce.
Z rana niespiesznie skonsumowaliśmy ciasto drożdżowe z bobolickimi konfiturami, ręcznie robionymi na potrzeby hotelowej restauracji (polecamy truskawkę z rabarbarem-mhmh…), aby nabrać energii przed porannym zwiedzaniem zamku. Bobolice są fascynującym przykładem podniesienia tak zaniedbanego obiektu z ruiny. Rodzina Laseckich ponad 12 lat próbowała zabezpieczyć mury i przywrócić im ich świetność, a tablice informacyjne pozwalają zrozumieć i docenić ogrom przedsięwzięcia.
Zamek podupadał już od czasów potopu szwedzkiego, choć zamieszkiwany był jeszcze do XVIII wieku. Gdy w XIX wieku ktoś natrafił na skarb schowany w podziemiach zamku, teren został kompletnie splądrowany, po wojnie natomiast podbierano stamtąd kamień i wykorzystywano do budowy drogi. Właściciel podjął się ogromnego wysiłku ratując obiekt, przecierając biurokratyczne szlaki i stawiając czoła krytykom, którzy najchętniej pozostawiliby na miejscu kolejną, niszczejącą romantyczną ruinę.
Choć wnętrze zamku jest dość skromne, cieszyła nas możliwość wyobrażenia sobie, jak mógł wyglądać przed najazdem Szwedów. Na Jurze ruin zamków nie brakuje, a nie każdemu łatwo sobie na ich podstawie zwizualizować skalę przedsięwzięcia Kazimierza Wielkiego. Tak więc dobrze, że chociaż w Bobolicach można przysiąść przy drewnianym stole obrad, zbadać widnokrąg przez wąskie zamkowe okno czy też posłuchać opowieści o zaginionym tunelu łączącym Bobolice z Mirowem.
Zamek w Mirowie
Może nie przez tunel, a rowerami, ale to właśnie do zamku w Mirowie oddalonego zaledwie o kilkanaście minut drogi, udaliśmy się w następnej kolejności. Zeszliśmy z rowerów i wybraliśmy się na niedługi spacer dookoła zamku i po okolicznych jurajskich skałkach. W oddali widniały dumne mury zamku w Bobolicach.
Ruiny w Mirowie również należą do rodziny Laseckich. Obecnie trwają prace konserwatorskie zabezpieczające obiekt przed dalszym zniszczeniem – docelowo ma on zostać udostępniony turystom, ale nam dane było go podziwiać jedynie z zewnątrz.
Żarki
Naszym następnym celem były Żarki, choć w sumie można górnolotnie stwierdzić, że sama droga była tym celem – znów, piękne pejzaże, delikatne pagórki i malownicze pola. Po drodze minęliśmy Strażnicę Łutowiec, a raczej wysoką, wapienną skałe, na której kiedyś stała.
Kompleks zabytkowych stodół
Niestety tego dnia upały dawały się we znaki i po południu musieliśmy zarzucić nasze ambitne plany dojechania dalej niż Żarki. Co nas zaprowadziło do tego miejsca? Myślcie sobie, co chcecie, ale … kompleks zabytkowych stodół. Gdy tylko to hasło rzuciło nam się w oczy na mapie, już wiedzieliśmy że chcemy sprawdzić, o co może chodzić.
Stodoły wybudowano na obrzeżach miasta, bo wąska zabudowa Żarek nie pozwalała okolicznym rolnikom efektywnie składować swoich towarów. Dzięki temu posunięciu w miejscowości rozkwitł handel, co widoczne jest do dziś na największym w okolicy targowisku. Imponuje liczba tych stodół, choć nawet my nie zabawiliśmy przy nich za długo, głównie ze względu na temperaturę.
Dawna synagoga i kirkut w Żarkach
Udało nam się jeszcze zobaczyć dawną synagogę i kirkut w Żarkach. W mieście były swojego czasu aż trzy cmentarze żydowskie, ale do dziś ostał się tylko najnowszy. Sam kirkut jest ciągle w bardzo dobrym stanie i należy do jednych z najlepiej zachowanych na Jurze.
Niektóre nagrobki mają ozdobne płaskorzeźby lub inskrypcje w języku polskim, wystarczy się uważnie przyjrzeć, by je odszukać. Z kolei dawna synagoga pełni obecnie funkcje lokalnego ośrodka kultury. Cały budynek, w tym zabytkowe fasady, został niedawno gruntownie odnowiony.
Cieszy fakt, że mieszkańcy Żarek pielęgnują pamięć o swoich dawnych mieszkańcach, nie tylko remontując i dbając o dawne obiekty, ale również tworząc specjalny szlak tematyczny poświęcony miejscowej ludności żydowskiej. Na tle wielu polskich miast wypadają w tym aspekcie bardzo korzystnie.
Myszków i o tym jak uciekliśmy przed burzą
Po Żarkach wyruszyliśmy do Myszkowa (tu niestety nieprzyjemny kawałek trasy drogą wojewódzką), aby spokojnie odpocząć od skwaru, oczekując na pociąg powrotny do Krakowa. Powietrze było gorące i parne, lecz szczęśliwe burza złapała nas dopiero w Krakowie. Na następny raz muszą więc poczekać okolice Częstochowy i kolejne zamki…
Przejechałem w tym roku w 4 dni (od Częstochowy w poniedziałek wieczorem do Krakowa w czwartek), piątek poświęciłem na zwiedzanie Krakowa.
Jechałem trekingiem z sakwami i namiotem. Sporo to wszystko ważyło, a i sam do lekkich nie należę 🤭
Mimo to rower wytrzymał.
Trasa jest bardzo ciekawa i urozmaicona. Są wspaniałe odcinki rowerowe (dojazd do Olsztyna z Częstochowy, trasa obok Wielkiego Okiennika, zjazd z Sąspowa do Pieskowej Skały), szutrowe ścieżki polne i leśne, wymagające odcinki piaskowe – na nich niestety najbardziej się napociłem. Starałem się jechać po szlaku rowerowym, ale czasami odchodziłem na drogi samochodowe, kiedy na mapie trasa przecinała jakieś wertepy. Mam wrażenie, że – chociaż jechałem „w górę” – to zjazdów było więcej. Może to dlatego, że grawitacja podczas jazdy w dół pozwala zapomnieć o trudach podjazdu (czy czasem podejścia z rowerem).
Szlak Orlich Gniazd to jeden z najpiękniejszych w Polsce, mimo tych męczących piachów;)
Piszesz o odcinku Sąspów-Pieskowa Skała, czyli końcówkę jechałeś pieszym szlakiem, a nie rowerowym? Od Olkusza?
Przejechałem ten szlak w dwa dni od Krakowa do Częstochowy.Było ciężko ale rower wytrzymał. Na drugi rok też chcę powtórzyć tylko w odwrotną strone.
Ja osobiście nigdy nie byłem rowerem na Jurze, ale myślę o takiej trasie. https://www.google.pl/maps/dir/Jasna+G%C3%B3ra/50.6761872,19.4025159/Bobolice,+42-320/Podzamcze,+42-440/Smole%C5%84/Rabsztyn,+32-300/Ojc%C3%B3w/Korzkiew/Zamek+Kr%C3%B3lewski+na+Wawelu,+Wawel,+Krak%C3%B3w/@50.123023,19.9212742,10780m/data=!3m1!1e3!4m86!4m85!1m15!1m1!1s0x4710b67725190681:0xcdd96b8d5a77910!2m2!1d19.0970058!2d50.8125957!3m4!1m2!1d19.2585021!2d50.7532595!3s0x4717358022e70e11:0xae48b3f1f33a36fb!3m4!1m2!1d19.4071494!2d50.6873253!3s0x4717382ad7ba1bb5:0xefa74dc525c940bd!1m5!3m4!1m2!1d19.4660018!2d50.6238427!3s0x47173be6691d8d6d:0x2376e5a74514fcc6!1m10!1m1!1s0x47173c0db619b9dd:0xb46caa9ed70d66e!2m2!1d19.4926675!2d50.6107392!3m4!1m2!1d19.5161109!2d50.5440306!3s0x47173d31af4ff02b:0xb4f2508e5661d9b9!1m10!1m1!1s0x471718d035201a73:0x7bbaa5482fee908d!2m2!1d19.5479154!2d50.4545536!3m4!1m2!1d19.6476677!2d50.4668579!3s0x47171bd3da3ebbdf:0x2cd225910d721e2b!1m10!1m1!1s0x47171b9dd1ddbe23:0x48b381973c5fcb7a!2m2!1d19.6772128!2d50.4393904!3m4!1m2!1d19.6453006!2d50.3876868!3s0x47171cff9c305aef:0xfe708de1b7470621!1m10!1m1!1s0x4716e31a92986597:0xaa3abd57fb9265c9!2m2!1d19.5981914!2d50.2995026!3m4!1m2!1d19.7404242!2d50.2631793!3s0x4716fc21ef003ce9:0xf2112b67ebdc52eb!1m5!1m1!1s0x4716f8a2ffa776b9:0x2387c55734ca40f9!2m2!1d19.8324396!2d50.2128628!1m5!1m1!1s0x471657057a0e940d:0x5cb68af86a441978!2m2!1d19.8803471!2d50.1634035!1m5!1m1!1s0x47165b6d053619f5:0xacb9dfc4d67fa598!2m2!1d19.9354123!2d50.0540495!3e1?hl=pl
Trasa ciekawa i bliżej jej do szlaku pieszego niż rowerowego. I tak najlepiej przejechać oba:)
Osobiście z Krakowa jechałbym do Ojcowa przez Pękowice-Giebułtów by ominąć 794, ale to zależy od roweru i preferencji. Mam crossowy i nie lubię dużego ruchu samochodowego.
Właśnie wróciłam z wycieczki i dla wszystkich którzy by chcieli się wybrać to gorąco polecam. Piękne tereny, ruiny zamków, droga nie taka trudna jednak odradzam rowery na cieńkich oponach, przyczepki z dziećmi. Trasa zdecydowanie dla młodzieży i dorosłych. Piękna!!!. Jednak jest ale, oznakowanie fatalne, ścieżki zaniedbane, nie mówię że na całej długości ale jednak wiele miejsc jest koszmarnie zaniedbanych z brakiem oznakowania. Jeżeli chcesz pozwiedzać wszystkie ruiny zamków i nacieszyć się urokami przyrody polecam rozlożyć sobie trasę po 40 km dziennie.
40 kilometrów to idealne tempo na taką krajoznawczą wycieczkę! Z oznakowaniem bywa różnie- chyba musimy pojechać tam jeszcze raz i zobaczyć, czy się nie pogorszyło. Choć my i tak najczęściej i tak jeździmy z mapa 🙂
Fantastyczna relacja i zdjęcia!
Ja przejechałem Szlak Orlich Gniazd podczas 3-dniowej wyprawy rowerowej (Mysłowice – Częstochowa – Kraków – Mysłowice). Szlak zachwyca, mnóstwo pięknych miejsc na trasie: zamki w Olsztynie, Mirowie, Babolicach czy Ogrodzieńcu, a potem Ojców! Rewelacja! Obowiązkowy punkt na mapie każdego rowerzysty 🙂
Przejechałeś kawał trasy w dni. Niezły wynik:) Z naszą potrzebą dokładnej eksploracji każdego nowo poznanego miejsca Twoje tempo byłoby trudne do osiągnięcia:)
Witam ta wieża to prawdopodobnie piec do wypalania wapna,pozdrawiam
Zgadza się i dziękujemy za komentarz:) Udało się nam odkryć prawdę przy okazji odkrycia podobnej budowli koło Czajowic przy Ojcowskim Parku Narodowym. Ponoć piece tego typu zwą się wapiennikami. Ciekawe czy jest ich więcej na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej?
Ogrodzieniec nie leży na Śląsku ,znajduje się w Zagłębiu Dąbrowskim.
Sprawdziliśmy- wygląda na to, że geograficznie Zagłębie jest rzeczywiście jeszcze małopolskie (jako kraina), choć na samym pograniczu, jednak zarówno ośrodek Ogrodzieniec, jak i zamek leżą w województwie śląskim (w zrozumieniu samorządowej). Dobrze rozumujemy?
Przeczytałam z przyjemnością. Jednak szlak rowerowy troszkę się różni od pieszego, ale miło było porównać doświadczenia z Waszymi. Pozdrawiam!
Warto pewnie przebyć oba 🙂
Witam mam pytanie a w jaki sposób trasa Orlich gniazd jest oznakowana. Chcemy ze znajomymi przejechać z Krakowa do Częstochowy i zastanawiam się czy możne jest jakaś mapa albo oznakowanie na trasie.
Zarówno piesza, jak i rowerowa wersja Szlaku Orlich Gniazd oznaczona jest kolorem czerwonym. My z sukcesem używaliśmy mapy Jura Krakowsko-Częstochowska firmy comfort map – podzielona na północ i południe. Skala 1:52000. Compass też ma Jurę w skali 1:50000. Pierwsza opcja jest dużo droższa, gdyż kupić trzeba 2 sztuki, ale laminowane i składane. Compass jest dużo tańszy, ale to zwykła mapa papierowa.