Recenzja książki: Rowerem przez II RP.

Skoro wiosna powoli się już chyba rozkręca, czas wprawić się w rowerowy nastrój! Poza pierwszymi treningami w terenie proponujemy ,,suplementację” dobrą lekturą – dziś kilka słów o nowej premierze Wydawnictwa Znak ,,Rowerem przez II RP” autorstwa Bernarda Newmana. To gratka nie tylko dla turystów rowerowych!

Rowerem po II RP – takiej Polski już nie ma

Ta pozycja to relacja angielskiego podróżnika, który przejechał Polskę w 1934 na dzielnym rowerze imieniem George. Swoją podróż zaczął od Trójmiasta i Wolnego Miasta Gdańska, po czym ruszył z Kaszub, przez Grudziądz, Bydgoszcz i Toruń, Wielkopolskę z Gnieznem i Poznaniem, Warszawę, Kraków i Podhale, dalej na wschód w stronę Tarnowa, Przemyśla i Lwowa, aby następnie dotrzeć aż do Huculszczyzny. Pętelkę zawinął przez Kresy – okolice Pińska, Drohiczyna i Brześcia nad Bugiem – aby przez Podlasie dotrzeć do Wilna, pokonując ,,zakazaną granicę” między Litwą a Polską i zahaczając o Prusy Wschodnie – dzisiejszą Warmię, Mazury i Żuławy. Jeśli namalować sobie tę trasę na mapie, w dużej mierze pokrywa się z terenami, które i my mieliśmy okazję poznawać z perspektywy rowerowego siodełka. Co więc wynieśliśmy z lektury?

Zapraszamy w podróż!

Wrażenia z polskich wertepów

Po pierwsze, z zaskoczeniem odkryliśmy, jak podobnie z Newmanem odebraliśmy wiele z opisywanych przez niego rowerowych obserwacji – szczególnie tych krajobrazowych, bo przez 90 lat niewiele się w tym zakresie zmieniło. Zabawne, że rowerzystów zarówno z XX, jak i XXI wieku podobnie nudzą płaskie trasy po nizinach, frustrują niekończące się piaski i uskrzydlają przepiękne krajobrazy. Rowerzyści wszystkich epok, łączcie się! 🙂

I choć szlaki Newmana wielokrotnie przecinały się z naszymi, wielką wartością tej pozycji jest to, że opis podróży Newmana to doświadczenie, którego nie da się już w całości odtworzyć- bowiem w ,,Rowerem przez II RP” barwnie opowiada on zarówno o tych miejscach, które go zachwyciły (np. Kaszuby czy Kraków), jak i maluje obrazki, których próżno już dziś szukać – zadymione, cuchnące wiejskie chaty, biedne żydowskie dzielnice czy koszmarne drogi, które wymęczyły wiernego George’a. 

Polski tygiel kulturowy

Autora ewidentnie interesowało zagadnienie współistnienia na terenach II Rzeczpospolitej wielu grup mniejszościowych – religijnych i etnicznych, a opisy spotkań z ich przedstawicielami zdają się być jedną z bardziej pogłębionych części książki. To ciekawe dla współczesnego czytelnika, który często za pewnik przyjmuje monokulturowość i homogeniczność wyznaniową naszego kraju, zapominając, że ten stan rzeczy to naprawdę świeża sprawa – do II wojny światowej aż ⅓ mieszkańców Polski należała do jakiejś mniejszości. O ile np. ta żydowska czy kaszubska są nam dobrze znane, o tyle ciekawiej było przeczytać opowieści z Kresów – np. o Hucułach. Nawet dla nas, lubujących się w tropieniu wielokulturowych śladów w Polsce, te fragmenty brzmiały egzotycznie. 

Do tego autor pokusił się o sporo polityczno-społecznych komentarzy a nawet ,,wskazówek” dla młodego polskiego państwa i jego sąsiadów. Newman zabiera głos nie tylko na tematy tak gorące w latach 30-tych, jak nacjonalizm niemiecki, kwestia korytarza między Wolnym Miastem Gdańskiem a III Rzeszą czy zajęcie Wilna przez Piłsudskiego. Autor opisuje także wyzwania społeczne, np. ubóstwo, analfabetyzm czy sytuację chłopstwa, które rzadko przedostają się do książek historycznych. Imponuje to, ile wiedzy o Polsce pozyskał w trakcie swojej wyprawy – i to przecież bez możliwości porozumiewania się po polsku. Szczęśliwie w pozaborowej II RP znajomość języków obcych prezentowała się nienajgorzej… 

Czasami bywa Newman w tych analizach odrobinę pretensjonalny, wywyższający się, niekiedy jego informacje nie do końca są sprawdzone (co dobrze korygują porządne przypisy), ale w większości stanowią one ciekawy temat do dyskusji – szczególnie ze współczesnej perspektywy. W 1934 roku taki reportaż musiał pachnieć egzotyką, bo II RP dla wielu Anglików była nowym, bardzo abstrakcyjnym bytem. 

Ambasador na jednośladzie

Celem Newmana stało się więc nie tylko przybliżenie polskich pejzaży, historii i zwyczajów, ale również zwrócenie uwagi na Polskę jako istotnego aktora w coraz bardziej napiętych stosunkach europejskich. Newmana można postrzegać jako ambasadora Polski, który zamiast oficjalnych rautów wybiera kurz polskich bezdroży. ,,Chciałbym odwiedzić Polskę za, powiedzmy, piętnaście czy dwadzieścia lat. Będę ogromnie zdziwiony, jeśli do tego czasu nie stanie się zamożnym i potężnym państwem” (s. 368) – podsumował swoją podróż po II RP. 

Cytując Newmana…

W czasie lektury niezwykle przydał się ulubiony ołówek – co kilka stron zaznaczałam bowiem cytaty, wywołujące uśmiech lub skłaniające do chwili refleksji. 

O języku polskim Newman pisze: ,,Omal nie zemdlałem, gdy zostałem skonfrontowany z bliska z jego zawiłościami”, dodając, że ,,z tego typu językami nie sposób wygrać” (s.33). Szczęśliwie ,,z trudnościami lingwistycznymi zawsze się przesadza, do załatwienia większości spraw nie potrzeba języka” (s. 163). Ciekawe, że sam autor doświadczył w Polsce miejsc, w których nikt po polsku nie mówił…

W dobie Instagrama zabawnie jest też przeczytać, że ,,maniak okazjonalnych fotek oszalałby w Gdańsku, usiłując robić po dwa zdjęcia naraz, (…) nad samą Motławą można by zrobić dobry tuzin fotografii”. No rzeczywiście! 🙂 

Niektóre rzeczy zdają się nie zmieniać, bo pod kolejnymi obserwacjami podpiszemy się również w 2021 roku – o zachowaniu Polaków na drodze donosi: ,,jeszcze nie spotkałem ludzi, którzy by tak beztrosko zachowywali się na drodze jak Polacy.” (s.99), a o polskich kolejach pisze: ,, nie wywarły [one] na mnie szczególnego wrażenia – George, jadąc w dobrym tempie, zostawiał w tyle dowolny polski pociąg” (s.129). Newman punktuje polską ,,szyldozę”: ,,gdybym był dyktatorem, natychmiast wydałbym dekret, że (…) każdy kto oszpeci je [Stare Miasto w Warszawie] reklamami, będzie powieszony na środku placu jako przykład dla pozostałych” (s.104) oraz notuje polskie skłonności do martyrologii: ,,Polacy zamierzają wznieść w tym miejscu muzeum męczeństwa. To specyficzna polska koncepcja. Polacy wolą się karmić cierpieniem niż zwycięstwami” (s.112). Są jednak i obserwacje, które dawno się zdezaktualizowały: ,,Zakopane (…) zachowało niewinność, (…) mieszkańcy nie czynią żadnych prób oskubania przybysza”. (s.185)… :). A to wszystko okraszone wieloma anegdotami i perypetiami z drogi – jak na porządną książkę podróżniczą przystało. 

Reportaż Newmana z pewnością zaintryguje wszystkich zainteresowanych historią Polski, a szczególnie cyklo-turystów, którzy podróżowanie rowerem uznają za coś więcej niż tylko sport. W opisach Newmana możemy się poniekąd przejrzeć, skonfrontować je z tym, co wiemy o polskiej historii i pogłębić tematy, których być może sami dobrze nie znamy. A do tego po prostu miło spędzić wieczór, poddając się przygodowej lekturze, która rozbudzi chęć wskoczenia na siodełko! 

Bernard Newman, ,,Rowerem przez II RP”. Wydawnictwo Znak Horyzont. 2021.

Data ostatniej aktualizacji:

Kategoria: Książka

Spodobały Ci się nasze materiały lub ułatwiliśmy Ci zaplanować fajny urlop? Możesz postawić kawkę;) Dziękujemy!

2 komentarze do “Recenzja książki: Rowerem przez II RP.”

  1. Książka na swój sposób rzeczywiście ciekawa, ale autor ma tendencje do konfabulacji (cyrk we Lwowie, Puszcza Białowieska) i nie był też żadnym „ambasadorem Polski”, tylko agentem brytyjskich służb specjalnych. Ale uwagi i oceny generalnie ma trafne, szkoda tylko, że dziwnie traci tę przenikliwość w zakończeniu, w którym przewiduje, jak to dojście Hitlera do władzy uspokoi i „ucywilizuje” narodowych socjalistów.

    Odpowiedz
    • No książka miała się sprzedawać, a etyka reporterów była wtedy ( i jak wiemy również i później ;)) taka sobie.
      Wiemy, że był prawdopodobnie w wywiadzie, słowo ,,ambasador” trzeba traktować niedosłownie- w sumie dużo dobrego o tej odległej Polsce napisał.
      A że pomylił się w kilku diagnozach, szczególnie politycznych – no nie on jeden 😀

      Odpowiedz

Dodaj komentarz