Tym razem do Zakopanego zawitaliśmy z nadzieją na zdobycie Doliny Pięciu Stawów, w której ciągle nas jeszcze niestety nie było. Pragnąc nadrobić ten karygodny brak, przyjechaliśmy specjalnie dzień wcześniej do Zakopanego, aby skoro świt ruszyć w trasę, jednak ten znakomity plan pokrzyżowała pogoda, która przywitała nas mglisto-deszczowymi chmurami.
Szybki rekonesans koło piątej rano dawał jeszcze nadzieję na suchy dzień ze względnie dobrą widocznością, jednak w trakcie śniadania mgła nad Polaną Kalatówki zdawała się coraz bardziej gęstnieć, każąc zweryfikować początkowe plany.
W czasie deszczu dzieci się… trudzą!
Niepewni pogody, acz nieustraszeni, ruszyliśmy w stronę Hali Gąsienicowej szlakiem niebieskim z Kuźnic, przemierzając w ciszy parująco-mglisty las.
W kroplach deszczu świeża zieleń wydawała się być jeszcze żywsza, a powietrze intensywnie pachniało młodym lasem. Pełną piersią wdychaliśmy zapach wiosny.
Deszcz odstraszył piechurów i właściwie przez całą trasę towarzyszyły nam jedynie poranne dźwięki natury.
Nieoczekiwana zmiana planów
Na wysokości Czarnego Stawu okazało się, że widoczność się pogarsza, a sam staw widzieliśmy tylko przez krótką chwilę, w której promienie słońca nieśmiało przebiły się przez gęstą warstwę chmur.
Postanowiliśmy wtedy zarzucić pomysł zdobycia Pięciu Stawów i udać się na Kasprowy, skąd w razie załamania pogody można było szybko zjechać do Zakopanego.
Podejście pod Kasprowy Wierch zdawało się ciut trudniejsze niż zimą, szczególnie gdy zaczął siąpić deszcz, choć niektóre widoki były iście zjawiskowe.Morskie fale czy górska mgła?
Może i ostatnim razem mieliśmy na tej trasie więcej szczęścia do widoków, ale to właśnie to podejście napełniło nas dumą, bo udowodniliśmy sobie, że mimo mniej sprzyjających warunków nie poddaliśmy się i dzielnie zrealizowaliśmy „założenia treningowe”.
Jak Adam Małysz pomógł nam zdobyć Kasprowy?
Wchodząc pod górę inspirowaliśmy się mistrzem Małyszem, który zawsze powtarzał, że jego celem na każdych zawodach było ,,oddać dwa dobre skoki”- próbowaliśmy ograniczyć myślenie do najbliższych ,,dwóch dobrych kroków”, bez zastanawiania się nad tym, czy bardziej jest nam mokro czy ciężko.
Taktyka ta poskutkowała wręcz po mistrzowsku i po szybkim przebraniu się w schronisku na Kasprowym i jeszcze lepszym zabezpieczeniu przed deszczem, ruszyliśmy zielonym szlakiem w dół do Kuźnic. Ogromne, pomarańczowe, „oczorzucające się” pelerynki przeciwdeszczowe, w które byliśmy okutani od stóp do głow, wpędziłyby niejedną kozicę w stany lękowe, lecz szczęśliwie dla tatrzańskiego ekosystemu nie dane było nam zweryfikować tej teorii in situ. To niespieszne, ponad trzygodzinne zejście, oraz marsz do Zakopanego sprawiły, że zanim się zorientowaliśmy, mijała nam właśnie dziesiąta godzina w trasie!
I pomyśleć, że pewnie przy takiej pogodzie w Krakowie uznalibyśmy, że lepiej wybrać jakieś mile leniwe rozrywki w domowym zaciszu…
Rozcierając obolałe mięśnie i zaklejając poobcierane stopy, uczciliśmy nasz upór i hart ducha kubkiem wrzącej herbatki- dziś smakowała wręcz wybitnie!
DODATKOWE INFORMACJE:
- Przejście szlaku od Kuźnic przez Kasprowy do Kuźnic zajęło nam w tym warunkach 10 godzin (z przerwą na dosuszanie).