Recenzja książki: Szebreszin.

Podczas wizyty w Muzeum Historii Żydów Polskich Polin natknęliśmy się na dość niepozorną książeczkę autorstwa Philipa Bibela „Szebreszin”, którą oczywiście zakupiliśmy. Jednak kiedy byliśmy w Szczebrzeszynie, szukając śladów przedwojennej multikulturowości miasta, ciężko było nam je dostrzec. W byłej synagodze szczebrzeszyńskiej trwały próby do koncertu, przez co nie mogliśmy zobaczyć wnętrz, cmentarz żydowski porastał zielskiem, a cerkiew zamknięto na cztery spusty.

Widok na rynek w Szczebrzeszynie - zdjęcie archiwalne.
Widok na rynek w Szczebrzeszynie.

Szczebrzeszyn, niegdyś kulturowy tygiel, trochę nas zawiódł, a duch wielokulturowości zdawał się być smętny niczym rzępolenie na skrzypcach szczebrzeszyńskiego chrząszcza. Podobno miasto organizuje różne wymiany, imprezy i spotkania, jednak na pierwszy rzut oka, jako przypadkowi przejezdni, nie dostrzegliśmy przesadnie wielu przejawów takich aktywności. Kiedy więc w Polinie natknęliśmy się na krótką książeczkę ze wspomnieniami z przedwojennego Szczebrzeszyna, bez wahania po nią sięgneliśmy i… odpłynęliśmy w zupełnie inną czasoprzestrzeń.

Ratusz w Szczebrzeszynie.
Ratusz w Szczebrzeszynie.

O autorze książki Szebreszin

Autor ,,Szebreszina” urodził się w 1909 roku w Szczebrzeszynie właśnie, w żydowskiej rodzinie ze stolarskimi tradycjami. W 1926 wyemigrował, wraz z wieloma innymi Żydami, do Stanów Zjednoczonych, jednak Polska ciągle zajmowała małą cząstkę w jego sercu. W książce dał temu ujście, odtwarzając historie z czasów swojego dzieciństwa na Zamojszczyźnie. Z zadziwiającą precyzją i ciepłem opisuje życie małego prowincjalnego miasteczka, w którym katolicy, Żydzi i prawosławni żyli obok siebie, dzieląc dolę i niedolę.

Jak sam autor wspomina, „życie [w sztetlu] nie bylo łatwe, lecz jedynie takie znałem”. Bytu nie ułatwiał brak bieżącej wody, elektryczności, czy regularnego i przewidywalnego dochodu. Właściwie nie było kontaktu ze światem zewnętrznym – niewyobrażalne, że do Zamościa, oddalonego o jedyne 20 kilometrów, kursował przez długi czas zaledwie jeden wóz dziennie, a gdy ktoś wyjechał z miasta, kontakt z nim się praktycznie urywał. Bibel podsumowuje – ,,wiedza o świecie stanowiła mieszaninę wierzeń ludowych, przesądów, plotek i cytatów z Talmudu i Tory. Fakty wraz z przekazami pochodzącymi z dawnych czasów, pełnymi magii i tajemnic, tworzyły zrozumiałą dla wszystkich całość (…)”.

Wnętrze synagogi w Szczebrzeszynie - zdjęcie archiwalne.
Wnętrze synagogi.

Wielokulturowy Szebreszin – świat, którego nie ma

Taki właśnie świat odtwarza Bibel w swoich wspomnieniach – luźno manewrując między wspomnieniami o napadach kozackich, anegdotami o życiu konkretnych postaci i obrazem religijności żydowskiej, która choć nadawała życiu duchowego rytmu, przesiąknięta była również niesłychanymi legendami lub zabobonami.

Wierzono, że zmarli co noc pojawiają się w synagodze, wypędzani stamtąd o poranku przez pianie kura, zaś w chwilach niepewności posiłkowano się legendą o Golemie, rzekomo czekającym w gotowościu na strychu synagogi, by nieść pomoc Żydom w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Nie kłóciło się to nijak z czytaniem Tory i dyskusjami o istocie religii, czy celebrowaniu świąt wedle wszystkich szczegółowych zasad, koniecznie w rodzinnym gronie.

W szczebrzeszyńskim sztetlu wszyscy znali wszystkich, ale i solidarnie nawzajem sobie pomagano, dzieląc się chlebem z biedniejszym sąsiadem i wspólnie stawiając czoła zmieniającej się władzy – raz austriackiej a raz polskiej, czy problemom takim jak nieurodzaj i zaraza. Istniały podziały, w końcu każda grupa musiała stworzyć swoją tożsamość, jednak według Bibelsa przypadki antysemityzmu do lat 30. zdarzały się sporadycznie.

Rynek w Szczebrzeszynie - zdjęcie archiwalne.
Rynek w Szczebrzeszynie.

Bibel opowiada o ciekawych postaciach i scenach, które mogłyby mieć miejsce w każdym innym podobnym sztetlu – a to lunatyk, będący wesołą rozrywką gawiedzi, który cudem wyzdrowiał, gdy w jego towarzystwie pojawiła się interesująca panna, a to listonosz otwierający wszystkie listy, źródło miasteczkowych informacji, czy znów bójki między polskimi i żydowskimi sklepikarzami. Takich scen nie odtworzą żadne zdjęcia z epoki, tym cenniejsze są więc takie wspomnienia.

Budynek dawnej synagogi w Szczebrzeszynie.
Budynek dawnej synagogi w Szczebrzeszynie.

Wreszcie ,,Szebreszin” to również wzmianka o żydowskiej emigracji z niewielkiego ośrodka do wyśnionych Stanów Zjednoczonych. Sam Philip wyjechał tam w latach 20., kierowany w głównej mierze motywami ekonomicznymi. Z opowieści o zamorskich losach mieszkańców Szczebrzeszyna wyłania się ciekawa prawidłowość – otóż wielu z nich nawet za wielką wodą żyło w komunach imitujących związki w szteltu, często otoczeni swoimi zamojskimi sąsiadami i kuzynami…

W książce Bibela odkryliśmy to, czego szukaliśmy w trakcie wizyty w Szczebrzeszynie – historii zwykłego życia, sąsiadów z różnych religii, którzy spotykali się przy syfonie z wodą sodową i plotkowali o życiu miasteczka. Warto pamiętać, że takich sztetli, równie barwnych, co niezamożnych, były w Polsce setki.

Po wojnie wrócił do Szczebrzeszyna tylko jeden Żyd.

Rodzina Biblesów na starym zdjęciu.
Rodzina Bibelów.

Wydawnictwo: Tomasz Pańczyk. ,,Szebreszin”. Philip Bibel.

Archiwalne zdjęcia wykorzystane w poście pochodzą ze strony Szczebrzeszyn.net (aktualizacja 2023 – strona nie działa).

Data ostatniej aktualizacji:

Kategoria: Książka

6 komentarzy do “Recenzja książki: Szebreszin.”

  1. Bardzo dziękuję za recenzję „Szebreszina”. To bardzo miłe.
    A do Szczebrzeszyna zapraszam ponownie – w drugim tygodniu sierpnia odbywać się będzie tam, współorganizowany przeze mnie, festiwal Szczebrszeszyn – stolica języka polskiego. Będzie literacko, filmowo i wielokulturowo.

    Serdecznie pozdrawiam,

    Odpowiedz
    • Dziękujemy za komentarz! Przyjrzymy się festwalowi, brzmi ciekawie! Powodzenia z organizacją 🙂

      Odpowiedz
  2. Przy okazji tego bardzo pouczającego wpisu warto polecić wystawę w Muzeum Historii Polskich Żydów:
    Jest to niezwykle ekumeniczna wystawa – zarówno dla miłośników światowej sztuki nowoczesnej, architektonicznego rysunku, tradycyjnej ciesiółki ludowej, architektury, archiwistyki i bóg wie czego jeszcze. Prezentuje abstrakcyjne prace Stelli oraz ich źródła inspiracji – żydowskie synagogi drewniane ze zbioru opracowanego przez małżeństwo Piechotków.

    Odpowiedz
  3. Proba koncertu w starej synagodze zabrzmiala mi swietnie! Jest jednak znak, ze dzieje sie 🙂
    Swoja droga uzbierac na bilety do Ameryki i wyemigrowac z rodzina w 1929, w przeddzien wielkiego kryzysu – musialo byc ciezko…

    Odpowiedz
    • Najczęściej wyjeżdzał ojciec (niejednokrotnie zostawiając tym samym rodzinę bez żywiciela- pomagała rodzina) i kilka lat zbierał na porzyjazd kolejnych dzieci…

      Odpowiedz

Dodaj komentarz