Kto powiedział, że sezon rowerowy kończy się w wakacje, ten niewiele jeszcze przebił w życiu dętek. Ostatnio uważnie obserwujemy rozwój kolarstwa i coraz bardziej bezczelne panoszenie się rowerów z wymyślnymi bajerami umożliwiającymi jazdę w każdych warunkach- zimowe opony lub szerokie koła fat bike’ów kuszą pedałowaniem przez cały rok. W kwestii sprzętu daleko nam do rowerowych geek’ów, za jedyne kryterium doboru sprzętu przyjmując wymóg ,,byle jeździł”. Co się jednak tyczy harta ducha, tu staramy się nie zaniżać standardów J. Jest w nas pewna nutka przekory, która mobilizuje do wskoczenia na absolutnie standardowe i nienowoczesne rowerowe siodełko również przy mniej przychylnych niż letnie warunkach. Tak, drodzy Czytelnicy- w listopadzie da się odbywać świetne rowerowe wycieczki! To prawda, że strasznie się nie chce, że trzeba wyjść z domu przed świtem, aby złapać jak najwięcej dnia, owszem jest zimno i warto mieć rękawiczki, tak, ludzie patrzą jak na szaleńców, a i współczynnik ubłocenia jest nieprzyzwoicie wysoki. Jeśli po tym wstępie ciągle macie ochotę na rowerowe szaleństwo, zapraszamy na nasz autorski szlak rowerowy po okolicach Krakowa! [opis trasy i mapa na dole posta]
[dt_gap height=”10″ /] W drogę! [dt_gap height=”10″ /]
Rower-eksponat z Wygiełzowa. Nasz sprzęt jest niewiele lepszy :).
Wyruszyliśmy jeszcze o zmroku z samego centrum Krakowa i załadowaliśmy rowery do pociągu regionalnego w stronę Trzebini, kalkulując przyjazd na kilka minut po wschodzie słońca. Rzuciwszy pobieżnie okiem na okolice trzebińskiego dworca, zdecydowaliśmy się udać w przyjaźniejszą stronę, do lasu- wzdłuż ulicy Głowackiego, mijając po drodze Stawy Chechło, przy których zatrzymaliśmy się na chwilę zadumy nad skąpanym w porannej mgle zbiornikiem. Chwilę pogubiliśmy się po okolicznych łąkach i wyrastających z nich w nieładzie nowych posesjach, domkach i przyszłych osiedlowych dróżkach, z których „dziś na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco”, po czym udało nam się trafić na właściwą leśną ścieżkę. Ta doprowadziła nas do Zakładu Wapienniczego w Płazie. Niby nuda i ot, nieciekawy lokalny przemyślik, a jednak było coś intrygującego w tym nieco kosmicznym krajobrazie. Udało nam się również skąpać po kolana w powapiennym błotku, od tej pory będąc postrachem małopolskich szos. Gdy niewiele później weszliśmy do jedynego otwartego w okolicy sklepu, ekspedientka na nasz widok zdawała się być gotowa oddać wszystkie drożdżówki po dobroci.
Po Płazie trasa prowadziła wzdłuż pól, aby w końcu złączyć się z asfaltową drogą w dół (taaaaak! cudowny zjazd!) do samego muzeum- Nadwiślańskiego Parku Etnograficznego w Wygiełzowie.
[dt_gap height=”10″ /]Skansen w Wygiełzowie[dt_gap height=”10″ /]
W parku można wybrać się na spacer wśród 25 eksponatów obrazujących życie Krakowiaków Zachodnich (termin wprowadzony przez Oskara Kolberga), czyli mieszkańców zachodnich okolic Krakowa.
Zapoznawanie się z wnętrzem oryginalnej wiejskiej szkoły, zwiedzanie autentycznego drewnianego kościoła z lekko przekrzywioną konstrukcją czy czytanie historii aspirującego gospodarza Marchewki były nie tylko okazją do odpoczynku po trasie, a przyjemnością samą w sobie.
Wirtualny spacer po Wygiełzowie można odbyć tutaj; http://www.mnpe.pl/images/wycieczka/virtualtour.html – nowoczesne oprowadzanie po skansenie, bardzo nam się podoba!
[dt_gap height=”10″ /]Zamek Lipowiec[dt_gap height=”10″ /]
Ogrzani barszczykiem w gospodzie na terenie muzeum, ruszyliśmy zobaczyć dwór oraz Zamek Lipowiec. Usytuowany na porośniętym dziś brzozowym lasem wzgórzu, Zamek Lipowiec w swoim czasie stanowił idealny punkt obronny- przy dobrej pogodzie widać było nawet szczyty Beskidu.
Najstarsze elementy murów i studnię datuje się już na XIII wiek. Przez pięć wieków, aż do zaborów, zamek był własnością małopolskich biskupów, którym służył w celach obronnych i jako więzienie, między innymi dla zwolenników reformacji. W czasie potopu szwedzkiego zamek został z łatwością zdobyty przez nowoczesną armię szwedzką, która pozostawała w jego okolicach przez kolejne dwa lata. Pod koniec XVIII wieku biskupstwo próbowało jeszcze użytkować obiekt jako miejsce rekolekcji, jednak nie odzyskał on już swojego blasku. Trawiony przez pożary i opuszczony popadał w ruinę, aż w latach 50. XX wieku uznany został za zabytek i poddano pracom konserwatorskim. Dziś można go zwiedzać zarówno w trakcie sezonu, jak i podczas regularnie organizowanych turniejów rycerskich.
Po obejrzeniu Lipowca wskoczyliśmy znów na nasze rowery i udaliśmy w stronę Kwaczały i Regulic, obserwując przy okazji pewien wyraźny, jakże małopolski, trend w nazewnictwie większych ulic kolejnych mijanych miejscowości- Jana Pawła II na zmianę z Wyszyńskiego. Trzymając się tego klucza i dzielnie pedałując po kolejnych wzniesieniach, minęliśmy intrygujące kopuły studia filmowego w Alwerni, które z daleka przypominają kształty rodem z odległej galaktyki.
Zdjęcie z oficjalnej strony Studia Filmowego w Alwerni.
[dt_gap height=”10″ /]Zamek Tenczyn (Rudno)[dt_gap height=”10″ /]
Dotarliśmy też w końcu do kolejnego zamku – tym razem we wsi Rudno. Historia podobna do tej z Lipowca, z tą różnicą, że zamek pozostawał w prywatnych rękach rodziny Tęczyńskich. Wieść głosi, że w okolicy zamku często bywały takie znamienitości, jak Rej czy Kochanowski. Również tu dotarli niszczycielscy Szwedzi, wiedzeni nieprawdziwą informacją o schowanym w murach skarbie. W XVIII wieku zamek uległ pożarowi od uderzenia pioruna, jednak we względnie dobrym stanie przetrwał aż do drugiej wojny światowej, w rękach rodziny Potockich. Niestety jest kolejnym zabytkiem na naszych trasach, który popada w ruinę ze względu na toczące się spory własnościowe wynikające z reformy rolnej z 1944. Już w 2009 roku zamknięto obiekt dla zwiedzających, a przypadkowo spotkani na przyzamkowym parkingu pasjonaci i społeczni opiekunowie zamku nie snuli przed nami zbyt optymistycznych wizji.
Ruiny Tenczyna są tak malownicze, że można by je podziwiać bez końca, jednak ponaglał nas czas i konieczność dojechania do stacji przed zapadnięciem zmroku.
Aktualizacja: Tenczyn otrzymał granty z ministerstwa i powstaje z ruiny, o czym przekonaliśmy się w trakcie tej wycieczki.
W ostatniej chwili udało nam się dotrzeć do stacji w Krzeszowicach, skąd ukontentowani, pełni wrażeń i absolutnie dumni z siebie zadumaliśmy się, kontemplując… czym dopierzemy ciuchy. Nie ma to jak listopadowy rower!
[dt_gap height=”10″ /]DODATKOWE INFORMACJE:
- Więcej o zamku w Lipowcu
- O zamku w Tenczynie pisaliśmy również przy okazji tej wycieczki.
- Długość trasy: ok 35km (część trasy pod górę). Czas przejazdu ze zwiedzaniem, przerwą na posiłek itp.- ok 7 godzin.W pociągach regionalnych można przewozić rowery po uprzednim zakupieniu na niego biletu. Radzimy zabrać odblaski!
- TRASA: Trzebinia – Płaza – Wygiełzów – Lipowiec – Alwernia – Zamek Tenczyn (Rudno) – Krzeszowice. Trasa częściowo leśna lub prowadząca mało ruchliwymi ulicami niewielkich miejscowości.
Kiedyś zapragnęliśmy przejść z Rudna do Alwerni a jakoś tak wyszło, że przeszliśmy Puszczę Dulowską aż do miejscowości Dulowa. Od tego czasu mam ogromny sentyment do tych miejsc. Urokliwe zdjęcia, pozdrawiam!
Widzę, że podobne „odchyły”, też nam się zdarzają takie”jakoś tak wyszło”- to są chyba najprzyjemniejsze momenty wędrówek. Pozdrawiamy!
Witam
Proszę o korektę tekstu dotycząca złej odmiany nazwy miejscowości PŁAZA. Mamy tą PŁAZĘ, po tej PŁAZIE ….. nie „płazach” … choć tych na naszych terenach jest dostatek ale nie od tego nazwa się wywodzi 😉
Eh, odmiany nazw własnych są zawsze podchwytliwe- dziękujemy za spostrzegawczość i wskazówki, przy okazji sami się dowiadujemy ciekawych rzeczy :). Pozdrawiamy!
A nie TĘ Płazę? 🙂
może być, że ,,tę” 🙂 ależ mamy problemów z odmianą tej miejscowości…