Nasza bieszczadzka wyprawa znalazła swój finał nad Jeziorem Solińskim, zwanym czasem ”bieszczadzkim morzem”… Na miejsce odpoczynku i noclegu wybraliśmy Polańczyk, który stanowi spokojniejszą alternatywę dla Soliny, tłocznej i cokolwiek jarmarcznej głównej miejscowości turystycznej regionu.
Polańczyk jako ośrodek uzdrowiskowy zapewnia możliwość niezmąconego wypoczynku i relaksu, a tego właśnie potrzebowaliśmy po kilku dniach pieszej tułaczki – momentami mieliśmy wrażenie, że pensjonariusze licznych sanatoriów mieli więcej energii i wigoru niż my…
Świeżo zielone krągłości jeziornych wysp, delikatnie meandrująca rzeka i niczym niewzburzona tafla wody napawały spokojem, który naturalnie udzielał się również wczasowiczom i kuracjuszom, korzystającym z dobrodziejstw okolicy. Nierealistycznym wydawało się, że jezioro to powstało zaledwie kilkadziesiąt lat temu, w miejscu niewielkiej doliny. Niby na lekcjach geografii mówiło się, że to największy sztuczny zbiornik w Polsce, ale po rozciągającym się u stóp punktu widokowego pejzażu nie dało się poznać, że ta okolica nie tak dawno temu wyglądała zupełnie inaczej. Zaczęliśmy się więc zastanawiać- jak właściwie ,,robi się” jezioro?
Wedle źródeł był to rejon umiarkowanie interesujący- góry za niskie, aby konkurować z wyższymi pasmami o piechurów, ziemia średnio żyzna i wystarczająco pofałdowana, aby utrudnić wprowadzanie wydajnych form rolnictwa. Wsie, które stały tu od stuleci, często nie przetrwały wojennej zawieruchy, a na miejscu pozostała jedynie garstka ludności. Pierwsze rozpoznania hydrologiczne prowadzono tu już przed wojną, z nadzieją, że zbiornik z zaporą pomoże uregulować brzegi Sanu. Projekt doczekał się realizacji w latach 60., kiedy przesiedlono kilka ostałych się po wojnie wsi i ok. 3000 mieszkańców, ekshumowano cmentarze, okolice zalano, a na tamie postawiono nowoczesną elektrownię. Niektóre zabytki udało się ocalić i przenieść w bezpieczne miejsce, inne zaś na zawsze znalazły się pod wodą. Budowa tamy i przygotowanie zbiornika trwało aż 9 lat i wymagała współpracy ok. 2000 osób. Co ciekawe, budowa zbiornika wpłynęła znacząco na klimat, objawiając się m.in. łagodniejszymi zimami w okolicy.
Poczytajcie jak żyło się w okolicy przed budową jeziora.
Aby chłonąć ten klimat pełną piersią, udaliśmy się na niespieszny spacer wzdłuż brzegu jeziora, brodząc po kostki w wodzie i obserwując bielące się na horyzoncie żaglowce. Po kilku dniach wspinania się po górach z całym dobytkiem na plecach, cieszyliśmy się spokojną atmosferą i rześką temperaturą wody, przynoszącą ulgę zmęczonym stopom.
Linia brzegowa jeziora jest niezwykle urozmaicona a liczne zatoczki przypominają trochę fiordy. Jezioro Solińskie stanowi doskonałe miejsce na uprawianie sportów wodnych a okoliczne wzgórza i lasy stanowią malowniczy plener do spacerów po okolicy.
Największe wrażenie zrobiła na nas Zatoka Nelsona, do której doszliśmy, spacerując przez Park Zdrojowy. Intensywna zieleń, wieczorny akompaniament ptaków i absolutna pustka dookoła działały kojąco po intensywnym i upalnym dniu.
Wyciszeni i najedzeni regionalnymi przysmakami, regenerowaliśmy siły tak, aby wstać rano na wschód słońca… Było warto!
Niesamowite, bajeczne miejsce. Nie miałem jeszcze okazji gościć w Bieszczadach nad Soliną, ale w tym roku, to mój cel na wakacyjny wypoczynek 🙂
Gratuluję świetnego bloga i zapierających dech w piersiach zdjęć.
Wielkie dzięki, Eryk! Plany na wakacje widać są 🙂
Witam mam zapytanie z którego miejsca dokładnie wykonywaliście kadr wschodu słońca mam ochotę z tego miejsca samemu zrobić wschód — z góry dziękuję za informacje pozdrawiam.
To był chyba punkt widokowy na ul. Uzdrowiskowej.
Super zdjęcia!
Z którego dokładnie miejsca są zdjęcia ze wschodu Słońca?
Dziękujemy. To było dawno, ale musiało to być blisko naszego noclegu więc chyba był to punkt widokowy „Na Górce” – wpisz w Google, znajdzie na mapie.