Uwierzcie nam – nie było łatwo. Choć do tej pory naszym jedynym skojarzeniem z województwem lubuskim było wino (a to mają tam naprawdę niezłe), kiedy zaczęliśmy projekt wytyczania tygodniowej trasy rowerowej po Lubuskim, szybko okazało się, że to dość karkołomne zadanie. Z jednej strony sporo zabytków na południowo-zachodnim skrawku województwa, z Łęknicą i sąsiednim Bad Muskau na czele, na drugim, przeciwległym jego krańcu, dwa parki narodowe, które chętnie odwiedzilibyśmy w ramach wyzwania polskich parków narodowych. Kombinowaliśmy, jak tylko umieliśmy najlepiej, a i tak wiemy, że do Lubuskiego przyjdzie nam jeszcze wrócić.
Co nas uwiodło w ziemi lubuskiej? Na jaką trasę się zdecydowaliśmy? No i czy było warto? Zapraszamy do lektury!
[toc]
Nasza trasa przez województwo lubuskie
Nim jednak pełna relacja – na dobry początek trochę ,,suchych danych” – bo o praktyczne informacje pytacie najczęściej. Poniżej dokładna trasa wycieczki, łącznie przejechaliśmy 445 kilometrów w 7 pełnych dni jazdy. Długość poszczególnych dziennych etapów wahała się od 50 do 90-kilku kilometrów. Trasę jechaliśmy w ramach tygodniowej majówki.
Nasz pierwszy raz w Lubuskiem!
Trasa dzień 1: Tuplice-Trzebiel-Żarki Wielkie-Łęknica-Bad Muskau-Kromlau-Łęknica
Gdzie tracą kolejarze, zyskują kolarze – Górniczo-Kolejowy Szlak Rowerowy
Rowerową wyprawę zaczęliśmy baaaardzo porannym pociągiem z Wrocławia, dzięki któremu w dość zimny i lekko mokry poranek dostaliśmy się do lubuskich Tuplic, położonych na południu województwa. Gdy wysiedliśmy z pociągu, mieliśmy wrażenie, że przenieśliśmy się w podróż… w czasie. Senne i mocno zmarznięte Tuplice nie wyglądały zachęcająco, a jedyny otwarty sklep znaleźliśmy na stacji benzynowej… Domy były wyraźnie zaniedbane, a aura dodawała miejscu ciężkości – niestety, później na trasie mijaliśmy wiele takich miejscowości, które naprawdę, jakby zatrzymały się w czasoprzestrzeni. Ciekawe…
Powoli rozkręciliśmy trochę zastane o poranku nogi i szybko złapaliśmy właściwy azymut. Raptem kilkanaście minut później przywitał nas właściwy rowerowy szlak, który szybko zatarł nietęgie pierwsze wrażenie.
Wjechaliśmy bowiem na Górniczo-Kolejową Trasę Rowerową, prowadzącą byłą trasą kolei wąskotorowej. W czasach, gdy ten region cieszył się renomą miejsca górniczego, kolejka łączyła różne wyrobiska oraz huty z zakładami i osiedlami. Dziś, przejeżdżając przez raczej senne miejscowości, trudno jest dopatrzeć się tej przemysłowej przeszłości, szczęśliwie jednak informują o tym liczne tablice edukacyjne, rozstawione wzdłuż trasy. Pomysłowe są też wiaty odpoczynkowe dla strudzonych rowerzystów – przypominają niewielkie stacyjki.
Dzięki wspomnianym tablicom mogliśmy np. zjechać na chwilę z bitej trasy i popedałować do szubienicy w Trzebielu, którą niegdyś wykorzystywano do sądów, np. na czarownicach.
Skusiła nas również odbitka w stronę Skansenu Łużyckiego, ten niestety okazał się zamknięty i nie mogliśmy go obejrzeć chociażby z zewnątrz. Szkoda, bo Łużyce, kraina znajdująca się dziś po dwóch stronach polsko-niemieckiej granicy, to region historycznie zamieszkały przez grupę Serbołużyczan, którym udało się zachować język i własną kulturę. Ciekawe byłoby zrozumieć, jak kultywowali swoją odrębność aż do dziś, ale cóż – pozostaje nam doczytać temat.
Park Mużakowski i Łęknica. Co zobaczyć?
Podążając tym szlakiem, dotarliśmy do Łęknicy – naszego pierwszego noclegu na trasie. Rzeczy zostawiliśmy w kwaterze i ruszyliśmy odkrywać okolicę. Zaciekawiły nas trzy rzeczy – Geopark, pałac szalonego księcia Pücklera i, za polską granicą, park Kromlau ze słynnym Diabelskim Mostem.
Kompleks Mużakowski kojarzą nieliczni, a szkoda, bo całe założenie wpisane jest na Listę Dziedzictw Kulturalnego UNESCO. W 1945 roku nowa granica przedzieliła posesje na pół, według koryta rzeki. Po stronie polskiej ostała się część parkowa, po niemieckiej znajduje się finezyjny pałac, wzniesiony przez księcia Pucklera. To nazwisko usłyszeliśmy tu po raz pierwszy, ale na długo zapadła nam w pamięć intrygująca sylwetka ekscentrycznego bogacza gardzącego światem pruskich elit, spontanicznego podróżnika i pisarza konkurującego piórem z samym Goethem. Fantazji mu nie brakowało i choć stworzenie kompleksu w Bad Muskau wpędziło go w poważne tarapaty finansowe, dla potomności pozostał obiekt, o którego randze świadczy wpis na listę UNESCO.
Z kolei GeoŚcieżka w Łęknicy pozwala poznać bliżej Łuk Mużakowa – specyficzną formację geologiczną, bardzo bogata w węgiel brunatny. Dziś po polskiej stronie wciąż widać wiele z tej przeszłości, ale natura powoli odzyskuje miejsca eksploatowane niegdyś przez człowieka. Wprawne oko dostrzeże w ukształtowaniu terenu obszary byłych kopalni odkrywkowych czy nietypowe zabarwienie oczek wodnych. Właśnie takie smaczki oferuje przejażdżka po GeoŚcieżce w Łęknicy, od której zaczęliśmy zwiedzanie pogranicza. Geościeżka obejmuje tereny niegdysiejszej kopalni, dziś przemianowane na kompleks rekreacyjny. Spacerując lub pedałując po tych terenach, spotkamy zielone, brązowe czy turkusowe jeziorka powstałe w wyniku zalania nieczynnych wyrobisk. Pierwiastki chemiczne znajdujące się w skałach barwią wodę lepiej niż potrafi to niejeden miłośnik Photoshopa…
Wypad do Kromlau w Saksonii
Niestety, w porównaniu samych miast, Łęknicy z Bad Muskau, to niemiecki sąsiad prezentuje się dużo lepiej. Widać, że niegdyś miasteczko było kurortem (stąd przydomek ,,bad”), a zabudowa jest spójna i ładnie utrzymana. Łęknica, z kolei, z dziesiątkami różnego rodzaju przydrożnych stanowisk handlowych, blaszanych bud, prowizorycznych wiat i dziwnych przybytków z krasnalami, krzykliwymi neonami i papierosami, wygląda jak rodem z lat 90-tych. Rozumiemy, że handel, że chęć zarobku, ale wygląda to po prostu naprawdę nieestetycznie.
Tym chętniej wydłużyliśmy sobie pobyt u zachodniego sąsiada i podjechaliśmy jeszcze do Kromlau – słynnego łużyckiego ogrodu z charakterystycznym Diablim Mostem i pokaźną kolekcją rododendronów. Ścieżka rowerowa od samej granicy prowadziła nas osobnym, świetnie utrzymanym pasem, a do ruchu samochodowego włączaliśmy się tylko sporadycznie, w niewielkich miejscowościach. Niestety, rododendrony jeszcze nie kwitły, więc nie mieliśmy okazji nacieszyć się nimi w pełni, a również i słynny most przechodził remont. Pojedyncze kwitnące jeszcze krzaczki dały nam namiastkę tego, jak pięknie może być po drodze – radzimy zaplanować wypad do Kromlau w cieplejszym terminie.
Zostawiamy polsko-niemiecki pogranicze
Trasa dzień 2: Łęknica – Siedlec – Trzebiel – Tuplice – Brody – Lubsko – Nowogród Bobrzański – Zielona Góra
Do Brodów przez Park Krajobrazowy Łuku Mużakowa
Daleko od granicy jednak nie odjechaliśmy, bo na dobry początek następnego dnia trzymaliśmy się Nysy Łużyckiej, mijając skryte wśród zieleni kolorowe słupki graniczne. Tu rzeczywiście poczuliśmy ,,leśność” Lubuskiego, przerywaną tylko pogórniczymi osadami i pozostałościami po różnego rodzaju eksploatacjach. Dziś kopalnie odkrywkowe zamieniły się w jeziorka, a elementy potłuczonej ceramiki użyte jako ozdoba muru jednej z posesji przypominały nam o tym, że oprócz górnictwa, region ten słynął też z produkcji ceramiki.
Po kilkunastu kilometrach przejechanych w gęstym lesie znów wbiliśmy się na dobrze znany z dnia poprzedniego szlak, którym tym razem dopedałowaliśmy aż do Brodów. Przez spory kawałek praktycznie nie wyjeżdżaliśmy z lasu, mijając ledwie kilku rowerzystów.
Brody – czy ktoś tu mieszka?
Pałac w Brodach rodzina Bruehlów wzniosła w formie barokowej w połowie XVIII wieku, otaczając go całym kompleksem budynków utrzymanych w podobnym stylu oraz sporym parkiem, w stylu angielskim i francuskim. Niestety, Armia Czerwona nie oszczędziła poniemieckiego obiektu i zniszczyła nienaruszony do 1945 roku budynek. Mimo tego, że na razie sam pałac niszczeje, całe założenie urbanistyczne Brodów jest ewenementem na skalę województwa, stanowiąc cenny historycznie kompleks.
Jednak nie mieliśmy czasu powłóczyć się wokół pałacu – prognozy pogody na następny dzień mobilizowały do przyspieszenia tempa i dojechania na noc do Zielonej Góry. Bo jeśli moknąć, to lepiej moknąć w mieście, na przykład nad lampką lubuskiego wina… Niewiele oglądając już po drodze, nacisnęliśmy na pedały i raz po ścieżkach rowerowych, raz po opustoszałych drogach, dojechaliśmy do Zielonej Góry. Refleksje po przejechaniu przez kilkadziesiąt mniejszych i większych miejscowości? Bardzo mieszane – przepiękne ceglane gospodarstwa sąsiadują z rozpadającą się zabudową, a nowych inwestycji jak na lekarstwo – tak, jakby czas się tu zatrzymał.
Szczęśliwie zielonego w lubuskim nie brakuje, a po przyrodę właśnie specjalnie pojechaliśmy. Mimo tego, gdy w obrębie wzroku pokazały się rogatki Zielonej Góry, poczuliśmy ulgę, że deszczową pogodę przeczekamy w mieście. Ulga połączyła się z błogością, gdy pierwszą setkę kilometrów uczciliśmy rewelacyjnymi pączkami z cukierni Wisienka… Ach, co to był za smak! Naprawdę – jeśli będziecie w ,,Zielonej”, koniecznie spróbujcie tych obłędnych pączków (chyba, że kilometry w nogach i głód przyćmiły nasze zmysły smaku)!
Zielona Góra. Polska stolica wina!
Trasa dzień 3: ścieżki rowerowe w Zielonej Górze
Zapowiedzi deszczu skłoniły nas do lekkiego zmodyfikowania planów i przedłużenia pobytu w Zielonej Górze. Baliśmy się, że opady na trasie odbiorą nam przyjemność jazdy rowerem po tym regionie. Kiedy jednak po niezbyt pogodnym poranku niebo się przetarło, bez wahania wyciągnęliśmy rowery z kwatery i wskoczyliśmy na krótki rowerowy rekonesans. Jeśli jesteście ciekawi naszych wrażeń z Zielonej Góry, zapraszamy do osobnego wpisu.
Przez piachy i kocie łby…
Trasa dzień 4: Zielona Góra – Cigacice – Pomorsko – Gryżyna – Złoty Potok – Bucze – Żelechów – Łagów
Wzdłuż Odry
Tymczasem następnego dnia obraliśmy azymut na północ, kierując się z Zielonej Góry w stronę Gryżyńskiego Parku Krajobrazowego. Do Odry dopedałowaliśmy po będącej jeszcze na ukończeniu ścieżce rowerowej, a po przekroczeniu wody, jechaliśmy wzdłuż ceglastych wiosek i nadodrzańskich wałów. Szczególnie podobał nam się odcinek po wale wzdłuż rzeki – ta trasa spokojnie mogłaby być kolejnym rowerowym ,,sukcesem”, gdyby tylko ją jakoś utwardzić. Czekamy aż kiedyś i tu ktoś zainwestuje w porządną nadrzeczną trasę po wałach – bo zdecydowanie jest w niektórych odcinkach potencjał.
Sądzimy, że przyciągnęłoby to więcej rowerzystów i tchnęło trochę życia w cokolwiek senne miejscowości. Ciekawie jechało się przez te wioski i miasteczka, w których wyraźnie widać było charakterystyczny pruski układ urbanizacyjny albo przebijające gdzieniegdzie spod farby napisy niemieckim gotykiem. Nie mieliśmy świadomości, że to pogranicze, to aż takie pustki – sklepów musieliśmy się naszukać, a niektóre osiedla zdawały się prawie opuszczone… Jeśli szukacie spokoju, w tej części regionu z pewnością go znajdziecie.
Gryżyński Park Krajobrazowy
Skoro jednak rzeka, to i trafiło się piaszczyste wyzwanie. Słabo oznakowany szlak rowerowy prowadził nas przez suchy iglasty las, a koła dosłownie tańczyły na sypkim podłożu. Nie wiedzieliśmy, że to był dopiero przedsmak tego, co czekało na nas w Gryżyńskim Parku Krajobrazowym. Niestety, możemy winić tylko siebie – z dość dużą dozą pewności siebie wpakowaliśmy się bowiem na szlak pieszy, który dla objuczonych sakwami rowerów był sporym wyzwaniem. Żeby nie było – na mapie wyraźnie zaznaczono rowerową alternatywę, ale przecież to byłoby zbyt proste…
Choć nogi musiały się mocno namęczyć, sercu bardzo się podobało – Gryżyński Park Krajobrazowy pozytywnie zaskoczył nas niezwykle malowniczymi zakątkami, w których cały dzień byliśmy absolutnie sami. Leśne strumienie, majowe ptasie trele i poczucie, że w sumie naprawdę nigdzie nie musimy się spieszyć – lubuskie to zdecydowanie kierunek do odkrywania w rytmie ,,slow”. Odpoczynek na leśnej kładce przy szumie małego strumienia – takich klimatów można doświadczyć tylko na rowerowych wycieczkach.
Jedyne w czym samochód miałby przewagę to walka z okolicznymi kocimi łbami, stanowiącymi stały element lubuskiego krajobrazu. Rozumiemy, że mają już nawet wartość historyczną, o czym bardzo namiętnie przekonywała nas pewna miłośniczka regionu, jednak po kilkunastu kilometrach trzęsienia, ciężko nam było przyjąć te argumenty. Wytrzęśliśmy się zarówno w drodze nad jezioro Niesłysz przy miejscowości Złoty Potok, jak i potem, kierując się już w stronę Łagowa. Może to kwestia zmęczenia i brzydkiej majowej pogody, ale jezioro wielkiego wrażenia na nas nie zrobiło, więc dla dobra pośladków proponujemy ominąć tę odbitkę i udać się prosto do Łagowa.
No chyba, że szukacie ogromnych połaci kwitnącego rzepaku – w takim wypadku trzymajcie się naszego szlaku, no i koniecznie dobrze ,,wycyrklujcie” porę wizyty. Ta żółć mijana po drodze dodawała nam energii, której tak bardzo potrzebowaliśmy, finiszując po prawie stu kilometrowym dniu w Łagowie…
Joannici i bunkry
Trasa dzień 5: Łagów – Boryszyn – Pniew – Międzyrzecz
Łagów – Perła Lubuskiego
Łagów nazywany jest ,,Perłą Ziemi Lubuskiej” i rzeczywiście rozumiemy już czemu. Zabytkowy zamek Joannitów położony jest na wąskim przesmyku między dwoma jeziorami, a dojścia do warowni strzegą dwie zabytkowe bramy. Łagów otacza przepiękny las, po którym poprowadzono wiele ścieżek biegowych i rowerowych. MIejsce to przyciąga więc nie tylko wyjątkowym historycznym klimatem, ale również piękną przyrodą. Wokół samego zamku rosną 400-letnie drzewa, a na pobliskiej leśnej górce wśród bluszczu i dzikich ziół skryte są pozostałości po ewangelickim cmentarzu. Szczególnie spore nagrobki z pięknie wyrytymi napisami zrobiły na nas przejmujące wrażenie. Te wszystkie miejsca poznawaliśmy, spacerując po Łagowie wczesnym porankiem, kiedy nad jeziorem panowała poranna cisza, a tafle wody mącił jedynie ślad po rybackiej łodzi. Było po prostu przepięknie…
Międzyrzecki Rejon Umocniony
Najchętniej posiedzielibyśmy trochę nad wodą, a potem przesiedli się na rowerek wodny, ale czekała na nas nie lada atrakcja – możliwość przejechania się podziemnymi trasami Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, w ramach Pętli Boryszyńskiej. Tak, jeśli tak jak my, nigdy nie mieliście okazji przejechać się rowerem po podziemiach, w Boryszynie macie okazję przeżyć niesamowitą przygodę. Poświęcimy jej osobny artykuł, z krótkim filmem i relacją zdjęciową.
Na styku Lubuskiego i Wielkopolski
Trasa dzień 6: Międzyrzecz – Pszczew – Trzciel – Zbąszyń
Pszczewski Park Krajobrazowy
Po noclegu w Międzyrzeczu, podjechaliśmy jeszcze do międzyrzeckiego zamku, spojrzeć chociaż z zewnątrz na warownię wybudowaną przez Kazimierza Wielkiego, mający strzec przeprawy przez Wartę i szlaków handlowych do Wielkopolski. Po Międzyrzeczu zdecydowaliśmy się odpocząć od militarnych klimatów i ruszyliśmy w stronę jezior Chłop i Wielkiego oraz Pszczewskiego Parku Krajobrazowego.
Po drodze zastanawialiśmy się nad nazwami mijanych miejscowości – Pszczew, Trzciel i Zbąszyń – nazwanych w ten dźwięczny sposób chyba tylko po to, żeby żaden Niemiec nie był w stanie ich wymówić ;). W regionie tym jezior nie brakuje, w związku z czym w sakwach mieliśmy pełen pływacki ekwipunek. Jednak tej majówki pogoda nas nie rozpieszczała – rano potrafiło być raptem kilka stopni, więc niestety Pojezierze przyszło nam oglądać wyłącznie z brzegu, a mijane jeziora wyglądały apetycznie Wielka szkoda, ale może Wam się poszczęści – wkalkulujcie w swój plan trochę ,,zapasu” na ,,kąpiułkę”.
Z wizytą w Wielkopolsce i Zbąszyniu
Choć żadnej większej ścieżki rowerowej tu nie uraczyliśmy, drogi prowadzące przez las były na tyle nieruchliwe, że spokojnie mogliśmy wypatrywać lustra jezior, kwitnących konwalii i nasłuchiwać rechotu żab. Miłe zaskoczenie spotkało nas w Zbąszyniu (Wielkopolska) – nie dość, że tereny wokół jeziora Błędno przekształcono w bardzo miły kompleks rekreacyjno-sportowy, i co najważniejsze, pełen odpoczywających w nim mieszkańców, to jeszcze udało nam się załapać na bardzo ciekawe oprowadzanie po mieście, organizowane przez zbąszyńską bibliotekę. Miło zobaczyć, jak dużo potrafi się dziać również w mniejszych miejscowościach, a dostęp do kulturalnych atrakcji na ciekawym poziomie nie ogranicza się tylko do dużych miast. Z chęcią dołączyliśmy do oprowadzania, dowiadując się, że aż do II wojny światowej Zbąszyń był bardzo ważnym miastem granicznym, z potężnym węzłem kolejowym i prężnie działającym handlem. Dziś Zbąszyń szczyci się między innymi wysiłkami podtrzymania folkloru – między innymi tradycji grania na koźle, popularnej w tej okolicy, zwanej również Regionem Kozła.
Zamykamy pętlę w Zielonej Górze
Trasa dzień 7: Zbąszyń – Chlastawa – Kosieczyn – Klępsk – Trzebiechów – Klępsk – Zabór – Zielona Góra
Kościoły Regionu Kozła: Kościół w Chlastawie i Kosieczynie
Na ostatni dzień zostawiliśmy sobie przyjemny odcinek, który upłynął nam pod znakiem drewnianych kościołów i lubuskiego wina. Na naszej trasie do Zielonej Góry mijaliśmy aż trzy drewniane świątynie – w Chlastawie, Kosieczynie i Klępsku. Każda z nich to prawdziwa drewniana perełka!
Kościół w Chlastawie datuje się na XVII wiek, a konstrukcja z drewna modrzewiowego podobno skrywa wnętrze ozdobione malowidłami z motywami roślinnymi – niestety nie mieliśmy szansy zajrzeć do środka…
Udało nam się to w kościele w Kosieczynie, którego najstarsze elementy datowane są na połowę XIV wieku! Jak drewniany kościółek przetrwał sześćset lat? Obiekt ostatnio poddano gruntownej renowacji, zabezpieczając zabytkowe drewno i eksponując jego piękno w pełnej krasie. I choć wnętrze uznalibyśmy za skromne, wedle ewangelickich preferencji, świątynia zdecydowanie zachwyca.
W drodze do Klępska, skusił nas widok drewnianego wiatraka – mały, przyszkolny skansen, to lokalny zbiór wszelakich zabytkowych maszyn i obiektów rolnych- można do niego na chwilę podjechać.
Architektoniczna perełka – kościół w Klępsku
Byle tylko starczyło czasu na kościół w Klępsku – bo naprawdę jest tego czasu wart! Jeśli będzie zamknięty, poszukajcie numeru do opiekunki obiektu i poczekajcie. Wnętrze absolutnie nas oczarowało – na przekór zwyczajowo skromnych dekoracji w kościołach protestanckich. Niepozorna i dość toporna drewniana bryła skrywa w sobie niesamowicie zdobione wnętrza, w których przedstawiono chyba wszystkie kluczowe nauki kościoła. Malowidła, freski i rzeźby można czytać niczym niepisaną Biblię.
117 biblijnych malowideł, wiele z nich z podpisami, streszczającymi ,,naukę”. Żeby prawidłowo odczytać wszystkie te konteksty, naukowcy musieli sięgnąć aż do 9 różnych niemieckich wydań Biblii z XVI wieku. Oczywiście nie brakuje kilku lokalnych ,,smaczków”- niektóre postacie otrzymały wizerunki zasłużonych dla wsi mieszkańców. Mało osób ma świadomość, że to jeden z najcenniejszych zabytków sztuki ewangelickiej w Polsce, jeśli nie w tej części Europy – tak, choć protestanckie kościoły kojarzą się ze skromnymi wnętrzami, ten zdecydowanie odbiega od ,,normy”. Ze zbiorowej niepamięci wyrwał kościół lokalny ksiądz, który ,,chodził za sprawą” aż do papieży i pozyskiwał środki na renowację obiektu. Zdecydowanie obowiązkowy punkt na trasie!
Pędzimy po wino!
Z Klępska przedzieraliśmy się bocznymi drogami, tak aby ominąć ruchliwą drogę nr 32 i przypadkiem natrafiliśmy na trasy w rezerwacie Radowice, reklamujące się sloganem ,,górskie trasy na nizinach”. Po etapie przedzierania się przez wyboiste i piaszczyste polne drogi, przyjemnie było przetrawersować przez lekko pagórkowate, ale dobrze utrzymane szlaki. Dzień jednak powoli się kończył, a my planowaliśmy jeszcze załapać się na oprowadzanie po winnicach. Przesiedliśmy się więc na mało ruchliwą drogę nr 278, aby pocisnąć ,,na gładko” w stronę przeprawy promowej w Bojadłach-Przewozie.
Po drodze mijaliśmy jeszcze kilka pałacowych i sanatoryjnych obiektów, m.in. w Trzebiechowie, które dziś pełnią najczęściej funkcję budynków użyteczności publicznej. Nie zatrzymywaliśmy się przy nich na dłużej, bo naszą uwagę pochłonął pewien starszy kolarz, który zagadał nas po drodze. Okazało się, że to 77-letni pasjonat kolarstwa, uczestnik wielu ponad tysiąc kilometrowych maratonów rowerowych, który oczywiście (chyba nie musimy tego dodawać), zawstydził nas swoją formą. Takiej formy na emeryturze sobie życzymy!
Przeprawa promowa w Bojadłach pozwoliła nam szybko przemieścić się w stronę Zaboru i Lubuskiego Centrum Wina. Z krótkiej wystawy dowiedzieliśmy się, że tradycja winiarska trwa w lubuskim już ponad 850 lat, a lokalni producenci przodują na rodzimym rynku win. Na teorii się nie skończyło – w pobliskich winnicach trwały akurat dni otwarte, więc zajrzeliśmy do jednej z nich, posłuchać winnych opowieści. W trakcie wycieczek rowerowych stronimy od alkoholu, ale przecież jakieś ,,pamiątki” z wycieczki się należą, prawda? Cóż, dość na tym, że pozostałą drogę do centrum Zielonej Góry coś delikatnie stukało nam w sakwach… Miło będzie kiedyś powspominać nad kieliszkiem wina tą naszą zieloną lubuską przygodę…
Mały niedosyt, czyli czego nie udało nam się zobaczyć?
Jak to jest, że im więcej się podróżuje, tym bardziej ma się świadomość tego, jak mało się widziało? No właśnie… W lubuskiem ominęło nas jeszcze całkiem sporo atrakcji… Kolejnym razem chcielibyśmy zobaczyć Park Narodowy Ujście Warty i Drawieński Park Narodowy oraz kilka jezior, które tym razem musieliśmy ominąć… Ciekawi jesteśmy, jakie miejsca w województwie lubuskim Wy nam polecacie? Dajcie znać w komentarzach, będzie ,,na zaś”!
Praktyczne informacje
Noclegi: spaliśmy w miejscach znalezionych na Booking. W zależności od nastroju spaliśmy w dość podstawowych warunkach, ale raz na czas pozwalaliśmy sobie na przyjemność noclegu w niezłym hotelu. Noclegi rezerowaliśmy z wyprzedzeniem – w niektórych miejscach w sezonie może być ciężko z miejscem – np. w Łagowie. Nasz ulubiony nocleg na trasie to Villarada w Łagowie z prawdziwym domowym śniadaniem – było pysznie!
Pociągi: Do Zielonej Góry jeżdzą pociągi Intercity z większości dużych miast. Do punktu startowego dojechaliśmy Kolejami Dolnośląskimi z Wrocławia.
p.s. Artykuł, w mniej rozbudowanej wersji, ukazał się w magazynie ,,Rowertour” w 2019 roku.
Mapa naszej rowerowej wycieczki przez Lubuskie
Całą trasę, jak i ślad opisanej tu wycieczki, znajdziecie na mapa szlaków i tras rowerowych w Polsce.
Swietny blog. Wlasnie wrocilismu (do Anglii) z krotkiej wizyty w Zielonej Gorze, Zarach, Zaganiu, Stalagu i MRU. Tam udalo nam sie schodzic do bunkrow (trasa krotka za 20 zlotych). Duzo duzo historii, dobrej i takze strasznej w tej czesci Polski, na tle wiecznie pieknych lasow, jezior, zabytkow i oczywiscie nowych sciezek rowerowych! Pozdrawiam serdecznie!
Czyli Lubuskie da się lubić:) Na tle kraju region mało turystyczny i niedoceniony, ale jak piszesz jest tam co oglądać. Żagań i Stalag był w pierwotnej wersji naszej wycieczki, ale nie wyszło i musi na nas poczekać;)
1. W MRU jest podziemna trasa rowerowa. 🙂
2. Polecam też „Kolej Na Rower”, powiat nowosolski 50 km ścieżki po dawnej lini kolejowej relacji Wolsztyn – Żagań.
3. Płac w Zatoniu, skansen w Ochli. Wszystko połączone ścieżkami rowerowymi.
1) O rowerowym MRU pisaliśmy – unikalne miejsce w skali kraju.
2) Okolic Nowej Soli nie eksplorowaliśmy – dzięki za namiar!
3) Zgadza się, byliśmy pod wrażeniem ścieżek rowerowych wokół Zielonej Góry, objechaliśmy wszystkie:) Skansen i pałac też widzieliśmy, mamy gdzie w dokumentach nieukończony tekst o Zielonej Górze…
Uwielbiam jeździć na rowerze, a w takiej okolicy to chyba marzenie każdego!
Absolutnie się zgadzamy!
A gdybyście mieli polecić dwa miejsca w lubuskim na wycieczki rowerem ale stacjonarnie – po okolicy? Łuk Mużakowa na pewno, a drugie? Bo rozległe to lubuskie… Pomóżcie, proszę 🙂
Pytanie ile kilometrów dzienie na rowerze? Ile czasu w każdej lokalizacji?
Na pewno Łuk Mużakowski z Łęknicą, niemieckim Bad Musaku i Kromlau. Na miejscu powinnaś dostać mapki z różnymi trasami rowerowymi, widać że to promują.
Druga opcja to Łagów i okolice Łagowsko-Sulęcińskiego Parku Krajobrazowego. Czasu nam nie starczyło na całość, ale chętnie byśmy objechali okolice Łagowa (woda i lasy).
Jak znów wrócimy do Lubuskiego to na pewno udamy się na rowery do Parku Narodowego Ujście Warty i sąsiedniego Parku Krajobrazowego Ujście Warty – rzeki, rozlewiska i lasy – i sporo szlaków rowerowych.
Zielona Góra też nas zaskoczyła świetną infrastrukturą rowerową – wiele kilometrów profesjonalnych ścieżek rowerowych z dojazdem do ruin pałaców czy skanseu w Ochli.
Łagów wygląda pięknie. A my tak 35-40 dziennie maksymalnie bo z dzieciakami i bez pośpiechu 🙂 Byle nas tylko z domów wypuścili 🙁 Pozdrawiamy Was…
Trzymamy kciuki za ozdrowienie narodu 🙂 i pierwsi będziemy wtedy na trasie :)!
Teraz najbezpieczniej planować wakacje w… lesie… 😉
Wchodzimy w to!
Wspaniałe trasy. Nasze lubuskie zachwyca! Jako leśnik-rowerzysta podziwiam wybór tras. Jak przeczytałam, że wpakowaliście się z sakwami na gryżyńskie wąwozy to … szacun. Brakuje dobrych aplikacji z opisem tras. Ale do rzeczy jak byliście w Brodach to zaraz obok pałacu stoi murowana wieża. To leśny punkt obserwacji lasów przed pożarami ale i wieża widokowa dla turystów. Obok Ośrodek Edukacji Przyrodniczo-Leśnej. koniecznie musicie tam zajechać. Ścieżka rowerowa w dwie strony: na zachód do Zasiek (dalej Forst z parkiem różanym-10 km) i na wschód ścieżką do Lubska, potem na Nowogród Bobrzański a tam tereny po fabryce amunicji w lesie, gdzie do tej pory asfaltowe drogi doskonałe dla rowerów. Mamy super trasy w lasach. Chętnie nawiążemy współpracę w sprawie promocji tych miejsc.
Nie wiedzieliśmy o tych ścieżkach rowerowych. W necie mało informacji, więc korzystaliśmy z map papierowych, ale one nie nadążają za nowymi inwestycjami😉 Będac teraz w Lubuskiem, tym razem samochodem, widzieliśmy fajne asfaltowe ścieżki, ale czy jest jedna strona, która opisuje i monitoruje całość?
PS grażyńskie wąwozy wspominamy bardzo dobrze, mimo pewnych wyzwaj na trasie, ale lubimy takie klimaty😁
Wsparcie i pomoc merytoryczna miejscowego zawsze się przyda. Planów na obecną chwilę nie mamy, ale kiedyś na pewno wrócimy z np. z myślw o Nysie lub Odrze. Zobaczymy😀 Pozdrawiamy
a Żagań? a Żagań?
Był na naszej trasie! Mieliśmy jechać przez Żagań (stare miasto, stalag itp) i Żarki do Łęknicy, ale rozkład pociągów nie podpasował nam i inne czynniki… Na pewno będzie okazja tam wrócić:)
Absolutna perełka lubuskiego to mała wioska Niedźwiedź…cała wioska to właściwie galeria rzeźb w drewnie… rzeźby powstają od lat podczas zawodów drwali i rzeźbiarzy… Na wstępie przy tablicy informującej że wjeżdżamy do miejscowości Niedźwiedź powitały nas oczywiście niedźwiedzie… A we wiosce to już istna galeria… łącznie z pięknymi rzeźbionymi ławkami na których można odpocząć.
Ojej, brzmi absolutnie bajkowo!! Dzięki za wskazówkę, z pewnością się kiedyś przyda! Wielkie dzięki 🙂
Rzeczywiście piękna trasa, mnóstwo do zobaczenia. Nie dziwię się, że mieliście zagwozdkę, jak ma wyglądać ostateczna trasa.
Czekam na wiosnę i może też wybiorę się w trasę rowerową? Dziękuję za inspirację:)
Dzięki, Irmina! Rzeczywiście- czas szykować się do wiosny!
Wiosna z wirusem. Plany niweczy….
Ale przyjdzie czas by zaległości nadrobić.
Zdrowia Wam wszystkim życzę i optymizmu w tym dziwnym czasie.
Wyczekane smakuje lepiej! Pozdrawiamy!
Absolutna perełka lubuskiego to mała wioska Niedźwiedź…cała wioska to właściwie galeria rzeźb w drewnie… rzeźby powstają od lat podczas zawodów drwali i rzeźbiarzy… Na wstępie przy tablicy informującej że wjeżdżamy do miejscowości Niedźwiedź powitały nas oczywiście niedźwiedzie… A we wiosce to już istna galeria… łącznie z pięknymi rzeźbionymi ławkami na których można odpocząć.
Dopisujemy do naszej następnej wycieczkowej listy 🙂
Lubniewice i okolice. Koniecznie wąwozy Uroczyska Lubniewsko, rezerwat Ja nie i same Lubniewice, miasto pierwszego orgazmu Michaliny Wisłockiej…
Haha, jaka reklama!
Zloty potok moze nie zaskoczyl ale jest tam bardzo czysta woda porownywalna z jeziorem trzesniowskim w lagowie. Warto objechac jezioro Nieslysz przy okazji. Wyemigrowalem z Zielonej Gory pod Poznan. Wielkopolanie nigdy nie zrozumieja co to milosc do lasow. Inne tez mamy rozumienie czystego jeziora. Ale tesknie 🙂
Prawdziwy las to rzeczywiście jest skarb <3!
Naprawdę pięknie!!! Kraina bardzo słabo mi znana – fajnie że pokazaliście, na razie nie planuję tam wypadu… no ale w przyszłości, pewnie tak. Wtedy się wasz teks przyda jak mało co.
Lubuskie jest chyba ogólnie mało znane jako kierunek turystyczny. Dla nas to też była pierwsza wizyta, ale było warto, gdyż Lubuskie ma kilka asów w rękawie:)
Następnym razem zapraszam do Santoka. Jedna z z najstarszych miejscowości w Polsce, położoną między ujsciem Noteci do Warty a moreną czołową z epoki lodowcowej. Jest tu Muzeum Grodu Santok, przeprawa promowa na do rezerwatu, wkl którym znajduje się gród. Jest także wieża widokowa, neogotycki kościół oraz 14 bunkrow należących do MRU. Nieopodal znajduje się kolejny rezerwat „Buki” z urokliwymi strumieniami oraz, jak nazwa wskazuje stare buki. Przy odrobinie szczęścia nad licznymi rozlewiskami można spotkać rzadkiego w Polsce bociana czarnego, który ma tu swoje gniazda. Biorąc pod uwagę, że już Gall Anonim w kronikach pisał o Santoku „klucz i strażnica Królestwa Polskiego” oraz to, że miejscowość dba zarówno o ten aspekt historyczny, jak i wykorzystując swoje położenie geograficzne, uważam że jest to jeden z punktów naapue lubuskiego, który musi przez Was zostać odwiedzony 🙂
Z tego co widzę to okolice Gorzowa Wielkopolskiego, a dalej na wschód Drezdenko. Tam nas nie było, więc na pewno się zjawimy! Dziękujemy za wskazówki:)
Zapraszam do Drezdenka na wspólne rajdy rowerowe z grupą „Jednoślad Drezdenko”.
Dziękujemy za zaproszenie!