Małopolska górami stoi i bez wątpienia pierwsze skojarzenie z tą krainą to majestatyczne tatrzańskie szczyty. Jednak jeśli wolicie spokojniejszą okolicę, dopiero szykujecie formę lub najzwyczajniej w świecie szukacie odmiany, zapraszamy na wycieczkę w okolice jezior Czchowskiego i Rożnowskiego. Mało kto wie o małopolskich jeziorach, może więc warto sprawdzić, co mają do zaoferowania?
Oba jeziora to sztuczne zbiorniki na rzece Dunajec, pełniące przede wszystkim funkcje przeciwpowodziowe i energetyczne, ale również znacząco podnoszące walory turystyczne regionu. Jakże by inaczej, skoro nagle wśród delikatnych pagórków roztaczających się u stóp Pogórza Rożnowskiego skrzy się tafla jeziora i zachęca do aktywnego wypoczynku- na brzegu lub w wodzie.
Tym razem zdecydowaliśmy się na spacer między jeziorem Czchowskim a północną częścią jeziora Rożnowskiego. Naszą trasę rozpoczęliśmy koło elektrowni wodnej w Czchowie, co niestety wiązało się z koniecznością pokonania dłuższego odcinka wzdłuż dość ruchliwej trasy nr 75. Odradzamy, i Wam proponujemy ominięcie tego kawałka poprzez rozpoczęcie wędrówki w Wytrzyszczce- koło promu można zaparkować samochód, a i autobusy w kierunku Nowego Sącza zatrzymują się na przystanku w tej miejscowości.
Inkaskie skarby w Małopolsce
Z Wytrzyszczki podziwiać można ruiny zamku w Tropsztynie, które niestety przysłonięte są przez bujną o tej porze roku roślinność. Warownię, podobnie jak kilka innych obiektów wzdłuż Dunajca, wzniesiono aby chronić szlak handlowy na Węgry, o którym pisaliśmy przy okazji tego tekstu.
W XVI wieku rządził zamkiem dobrze nam znany Piotr Kmita z Wiśnicza. Obiekt od XVI wieku popadał w ruinę, aż do 1970, kiedy został zakupiony przez Andrzeja Benesza. I to tu zaczyna się jedna z najbardziej egzotycznych historii, jaką słyszeliśmy w Małopolsce- otóż Benesz był podobno potomkiem jednego z ostatnich inkaskich wodzów… Wódz ów uciekał z Peru przed prześladowaniami- najpierw do Wenecji, a potem do Niedzicy. W obawie przed hiszpańskim wywiadem, jego dziecko umieszczono w morawskiej rodzinie Beneszów, po której chłopczyk przejął swojsko brzmiące nazwisko. Według rodzinnej legendy Inkowie przyjechali do Małopolski z pokaźnym orszakiem i, jak można przypuszczać, kosztownościami pozwalającymi rozpocząć nowe życie na obcej ziemi. Gdzie schowali swój skarb? Czy komuś uda się do niego dotrzeć? Tego nie wiadomo, jednak na zamku w Niedzicy znaleziono kilka inkaskich przedmiotów, co dodaje smaku całej historii….
Skuszeni tymi opowieściami oraz wytężając wzrok w poszukiwaniu miejsca ukrycia inkaskiego skarbu, podeszliśmy do zamku trasą od przystani promowej, wzdłuż skromnego bulwaru. Niestety obiekt okazał się być czynny jedynie w lipcu i sierpniu, tak więc bez zbędnej zwłoki pomaszerowaliśmy w stronę Witowic Dolnych.
To był ostatni odcinek wzdłuż drogi, od tej pory nasza trasa prowadziła mało uczęszczanymi lokalnymi ścieżkami, wzdłuż mokradeł i niewielkich rzeczułek. Przed skrzyżowaniem w Witowicach zerknęliśmy jeszcze na zabytkowy folwark koło lokalnego boiska, po czym weszliśmy na niebieski szlak pieszy, prowadzący na niewysokie wzgórze.
Im wyżej wchodziliśmy, tym ciekawsza panorama ukazywała się naszym oczom- tafla jeziora, zazielenione pagórki i pasma wzrastających zbóż.
Do tego kwieciste łąki, usiane makami i rumiankami- sobotnia czerwcowa idylla, i to tak niedaleko domu.
Cel, pal!
Podążając ciągle niebieskim szlakiem, przeszliśmy przez Dunajec i leśną ścieżką z widokiem na rozlewiska rzeki dotarliśmy do Rożnowa.
Na mapie dostrzegliśmy oznaczenie zamku Tarnowskich i klasycystycznego pałacu Stadnickich, więc ruszyliśmy w tamtą stronę. Nim zdążyliśmy dojść na miejsce, usłyszeliśmy armatnie wybuchy.
Kto powiedział, że małe panienki nie mogą ładować armat? Byle tylko języka nie stracić…
To grupa rekonstrukcji historycznych rozbiła na zamku Tarnowskich swój obóz i oczekiwała na wieczorną bitwę, współorganizowaną przez lokalny ośrodek kultury.
Na wielkich rożnach bulgotała obozowa strawa, a towarzystwo zbierało siły w swoich namiotach.
Mieliśmy też okazję przyjrzeć się wojskowej musztrze w wykonaniu zarówno muszkieterów, jak i oddziału piechoty z pikami-
Małopolska pełna jest niespodzianek! Na tle zabytkowych ruin rekonstrukcja, choć skromna, robiła spore wrażenie.
Zamek Tarnowskich miał być z założenia fortecą, zbudowaną w czasach realnego zagrożenia najazdem tureckim przez Jana Tarnowskiego.
Rożnowa bronić miał prawdziwy palazzo in fortezza, jedno z najnowocześniejszych obwarowań nad Dunajcem. Jednak po śmierci Tarnowskiego przerwano prace, a budynki użytkowano w późniejszych latach m.in. jako ludwisarnię. Warto jednak przyjrzeć się murom kamiennej beluardy, grubym aż na 3 metry!
Dosłownie po sąsiedzku od zamku znajdziecie dwór Stadnickich. Ten klasycystyczny dworek wygląda z daleka na zachowany w naprawdę przyzwoitym stanie, lecz niestety nie można wejść na jego teren, który stanowi prywatną własność.
Z potężnego ganku roztacza się widok na niegdyś pewnie elegancki park i budynki gospodarcze- no i ruiny zamku, rzecz jasna.
Śladami Zawiszy Czarnego
Po spenetrowaniu zamku i wojskowym spektaklu ruszyliśmy dalej w drogę, w stronę zabytkowego drewnianego kościoła w Rożnowie. Gdyby nie blacha na dachu, wyglądałby naprawdę dostojnie- niestety ktoś nie popisał się estetyczną wrażliwością. Po minięciu kościoła przytrafiła nam się mała pomyłka i niepotrzebnie poszliśmy niebieskim szlakiem- wszakże chcieliśmy dotrzeć do zapory na jeziorze, do której od kościółka już całkiem niedaleko.
Po drodze do niej można przyjrzeć się zamkowi Zawiszy Czarnego (zamek górny), wzniesionemu przez potężny ród Gryfitów w XIII wieku. Forteca zaczęła podupadać od XVI wieku, kiedy ośrodek władzy przeniesiono do wspomnianego przez nas wcześniej “zamku dolnego” w Rożnowie.
Obecnie w ruinach trwają prace archeologiczne, więc obejrzeć go można tylko z zewnątrz, planowane jest ponadto odbudowanie twierdzy do stanu zgodnego z XIX rycinami. Może więc za kilka lat Rożnów będzie mógł się pochwalić imponującym zabytkiem, odbudowanym podobnie do Bobolic? Kto wie, może archeolodzy natrafią na ślady jednego ze słynniejszych polskich rycerzy?
Niegdyś z zamkowego wzgórza roztaczał się doskonały widok na całą okolicę, dziś zaś między drzewami można dostrzec prześwity panoramy jeziora.
Jeśli uda się właścicielom uporządkować teren, miejsce może stać się prawdziwą wizytówką okolicy.
Gdy się marzy o plaży…
Po kilkunastu minutach spaceru dotarliśmy w końcu do zapory, gdzie zdecydowaliśmy się odpocząć przy brzegu jeziora. Na miejscu działa kilka punktów małej gastronomii, można również wypożyczyć rowerki wodne czy łódeczkii. Jezioro Rożnowskie zdawało się być raczej spokojne, co czyni je dobrym miejscem do wodnego relaksu, również z rodziną.
Dookoła zapory znajdziecie również plaże (np w Gródku nad Dunajcem), na których można się w spokoju oddać weekendowemu odpoczynkowi.
My jednak nie próżnowaliśmy i znów pomaszerowaliśmy do Rożnowa, obierając kurs przez Gierową i Nową Wieś do Tropia.
Mijaliśmy zieleniące się pola i rozlewiska Dunajca, oświetlane przez zachodzące już powoli słońce. Prawdziwy relaks na łonie natury!
Tropiąc Tropie
Zabytkowy kościół w Tropiu był naszym ostatnim celem tego dnia.
Zaliczany do jednych z najstarszych kościołów w regionie (datowany na 1045), dumnie góruje nad brzegami jeziora Czchowskiego.
Ciekawi mogą też udać się do położonej 800 metrów od kościoła pustelni św. Świerada, jednak my udaliśmy się prosto na przeprawę promową, która zabrała nas z powrotem do Wytrzyszczki.
Słońce chowało się powoli za wzgórza, flaga na zamku w Tropsztynie łopotała na wietrze, a my snuliśmy już kolejne plany na wycieczkę wzdłuż Dunajca…
DODATKOWE INFORMACJE:
- W okolicy polecamy również Wiśnicko-Lipnicki Park Krajobrazowy
- Dokładne informacje o kościele w Tropiu: http://www.tropie.tarnow.opoka.org.pl/kosciol.htm
- Prom na trasie Wytrzyszczka-Tropie kursuje codziennie od 5 do 21, za wyjątkiem przerwy między 12 a 13 i jest bezpłatny. Koło przeprawy funkcjonuje niewielki parking, a prom prowadzi prosto na czerwony szlak rowerowy
Ten blog to chyba będzie moje miejsce na tęsknoty emigranta.
Ilona, tak to się właśnie u nas zaczęło. Powrót do Polski po kilku latach, potrzeba jej poznania i totalny zachwyt… 🙂